O naturze Bogów, księga III

You voted 1. Total votes: 3956

Cyceron

Gdy Balbus to powiedział, Kotta uśmiechając się odezwał się w te słowa: Za późno, Balbusie, doradzasz mi, czego mam bronić. Bo już w czasie twego wywodu rozważałem w sobie, co mam rzec przeciw temu — nie tyle dlatego, żebym chciał ciebie zbijać, ile dlatego, że pragnę wyświetlić rzeczy mniej dla mnie zrozumiałe. A że każdy winien iść za własnymi osądami, trudno byłoby sprawić, bym myślał tak, jak ty chcesz.

Na to Wellejusz: Nie uwierzysz, Kotto — zawołał — z jak wielką ciekawością będę ciebie słuchał. Wystąpienie twe bowiem przeciwko Epikurowi było przyjemne dla Balbusa. Chciałbym i ja z kolei okazać się wdzięcznym twoim słuchaczem, gdy będziesz mówił przeciwko stoikom. Spodziewam się, iż—jak zwykle — przyszedłeś należycie przygotowany.

Wtedy Kotta: — Na Herkulesa — rzekł. — I ja chciałbym, żeby tak było, Wellejuszu. Lecz rozprawienie się z Lucyliuszem nie jest dla mnie tak łatwe, jak z tobą. — Dlaczegoż to? — zapytał Wellejusz. — Bo zdaje mi się, że wasz Epikur nie spierał się zbyt mocno o nieśmiertelnych bogów. Nie śmiał on zaprzeczyć istnieniu bogów tylko dlatego, iżby nie ściągnąć na siebie nienawiści lub oskarżenia. Atoli utrzymując, że bóstwa nic nie robią i o nic się nie troszczą, że mają wprawdzie ludzkie członki, lecz wcale tych członków nie używają, wydaje się żartować i zadowalać się stwierdzeniem, że jest jakaś szczęśliwa i wieczna istota.

Natomiast Balbus, co—jak sądzę — zauważyłeś sam, powiedział bardzo wiele i, choć może niezupełnie odpowiada to prawdzie, jest jednakże zręcznie ujęte i wewnętrznie zwarte. Zamyślam tedy, jak już powiedziałem, nie tyle zbijać jego wywód, ile pytać się o to, co mniej zrozumiałem. Dlatego pozostawiam do twego uznania, Balbusie — zrób, jak wolisz: albo odpowiadaj na poszczególne zapytania, które będą dotyczyły rzeczy mało dla mnie zrozumiałych, albo wysłuchaj całego mego przemówienia. Balbus zaś odrzekł na to: Jeżeli będziesz chciał jakichś wyjaśnień, to wolę od razu udzielać odpowiedzi; lecz jeśli będziesz zadawał pytania nie tyle dla lepszego zrozumienia mych poglądów, ile dla ich zbijania, postąpię tak, jak będziesz sobie życzył: albo odpowiem natychmiast na każde pytanie z osobna, albo później, gdy zakończysz swe przemówienie, dam odpowiedź na wszystkie naraz.

Wtedy Kotta: Bardzo dobrze — powiedział. — Zróbmy więc tak, jak to wyniknie z samych rozważań. Zanim jednak przystąpię do rzeczy, powiem coś niecoś o sobie. Otóż powaga twa, Balbusie, i uczynione na zakończenie twej przemowy przypomnienie, abym pamiętał, że jestem Kottą i kapłanem, zrobiły na mnie niemałe wrażenie. Jak sądzę, słowa twe zmierzały do tego, iżbym odziedziczone po przodkach mniemania o bogach nieśmiertelnych, świętości, obrzędy i wierzenia religijne wziął w obronę. Ale ja przecież zawsze ich broniłem i będę bronił nadal. I żaden wywód uczonego lub nieuczonego człowieka nigdy nie odwiedzie mnie od przekazanego przez przodków poglądu na składanie czci nieśmiertelnym bogom. Jednakowoż, gdy chodzi o religię, idę za najwyższymi kapłanami Tyberiuszem Korunkaniuszem, Publiuszem Scypionem oraz Publiuszem Scewolą, a nie za Zenonem, Kleantesem albo Chryzypem, i wolę raczej słuchać tego, co powiedział o religii w owej sławnej mowie augur i mędrzec zarazem, Gajus Leliusz, aniżeli słów jakiegoś znakomitego stoika. Ponieważ zaś cała religia ludu rzymskiego dzieli się na ofiary i wróżby z ptaków, do czego jako trzecia część dochodzą przepowiednie i ostrzeżenia udzielane na podstawie niezwykłych zjawisk i dziwów przez wykładaczy ksiąg Sybilli i przez haruspików, oświadczam, że żadnej z tych części składowych naszej religii nigdy nie uważałem za godną pogardy. Przeciwnie, jestem przekonany, że Romulus przez wprowadzenie wróżb z ptaków i Numa przez ustanowienie ofiar założyli podwaliny naszego państwa, które nigdy zaiste nie mogłoby dojść do takiej wielkości bez zjednania najwyższej łaskawości bogów.

Oto masz więc, Balbusie, zdanie Kotty i zdanie kapłana. A teraz pozwól, abym i ja poznał dokładnie twoje stanowisko. Bo jeśli naszym przodkom trzeba wierzyć nawet bez dowodu z ich strony, to tyś, jako filozof, powinien dać mi uzasadnienie religii. A Balbus na to tak: — Jakiegoż więc uzasadnienia żądasz, Kotto, ode mnie? Tamten zaś: — Podzieliłeś — rzekł — swój wywód na cztery części: najprzód chciałeś dowieść istnienia bogów, następnie przedstawić, jakimi odznaczają się oni właściwościami, potem przekonać, że sprawują rządy nad światem, wreszcie wykazać, że troszczą się o sprawy ludzkie. O ile dobrze pamiętam, taki był twój podział. — Całkiem słusznie — odpowiedział Balbus. — Lecz czekam, o co też zapytasz.

Na to z kolei Kotta: Rozważmy najpierw każdą z powyższych rzeczy z osobna. Jeżeli tedy pierwszym zagadnieniem jest istnienie bogów, które uznają wszyscy z wyjątkiem nader wielkich bezbożników (także i z mojej duszy nie można w żaden sposób wydrzeć tego przekonania), to wcale nie pouczyłeś mnie, dlaczego rzecz się przedstawia właśnie tak, jak wygląda w świetle mojej wiary, opartej na powadze przodków. — Cóż to jest? — odparł Balbus.—Jeśli jesteś pewien istnienia bogów, dlaczego chcesz, bym cię pouczał? Na to Kotta: Dlatego — powiada — że przystępuję do tej dyskusji tak, jakbym nigdy nic o bogach nieśmiertelnych nie słyszał i zupełnie o nich nie myślał. Bierz mnie za ucznia nieświadomego, całkiem świeżego i naucz tego, czego chciałbym się dowiedzieć.

— Mów tedy — rzecze Balbus — o co ci chodzi. — Przede wszystkim o rzecz następującą: jeżeli powiedziałeś, że ta sprawa, czyli istnienie bogów, nie potrzebuje żadnego dowodu, gdyż jest oczywiste i wszyscy na nie się zgadzają, to dlaczego tak wiele o nim rozprawiałeś? — Z tych samych powodów — wyjaśnił Balbus — dla których, jakem zauważył, i ty, Kotto, broniąc często sprawy na forum zasypywałeś sędziego możliwie jak największą liczbą dowodów, jeśli tylko pozwalał ci na to stan sprawy. Przecież tak właśnie postępują filozofowie, toteż i ja, o ile mogłem, zrobiłem to samo. Ty zaś, zadając mi tego rodzaju pytanie, poczynasz sobie tak, jakbyś się pytał, dlaczego patrzę się na ciebie obydwu oczami i nie zamykam któregoś z nich, skoro to samo mógłbym osiągnąć spoglądając tylko jednym.

A Kotta tak mu na to odpowiedział: Osądźże sam, jak trafne jest to porównanie. Ja, widzisz, nie mam zwyczaju dowodzić w sądzie tego, co jest oczywiste: oczywistość traci na sile, jeśli się jej dowodzi. A gdybym nawet w sądzie tak postąpił, nie pozwoliłbym sobie na coś podobnego w tym wnikliwym rozważaniu. Nie ma również żadnej przyczyny, dla której miałbyś patrzeć jednym okiem: obydwa one mają jedno spojrzenie, przy czym natura, którą uważasz za mądrą, życzyła sobie, byśmy mieli przebite z duszy naszej dwa prześwity do patrzenia. Chodzi tu o coś innego. Ponieważ nie miałeś pewności, iż rzecz jest tak oczywista, jakbyś chciał, wolałeś istnienie bogów poprzeć mnóstwem dowodów. Tymczasem mnie wystarczał tylko jeden: wiarę te przekazali nam przodkowie. Ale ty gardzisz wszelką powagą i walczysz przy pomocy dowodów rozumowych.

Pozwól więc, że mój rozum zmierzy się z twoim. Wszystkie te dowody przytaczasz, aby uzasadnić istnienie bogów, i tym sposobem z rzeczy, moim zdaniem, zupełnie niewątpliwej czynisz wątpliwą. Oto zachowałem w pamięci nie tylko liczbę, lecz także kolejność twoich dowodów. Pierwszy z nich był następujący: gdy oglądamy zjawiska niebieskie, zaraz pojmujemy, że istnieje jakaś moc boska, która nimi kieruje. Stąd też ów znany wiersz: „Spójrz na tę światłość tam w górze, zwaną przez wszystkich Jowiszem". Jak gdyby ktoś ze współziomków naszych wzywał istotnie tego Jowisza, a nie Jowisza Kapitolińskiego! Albo jak gdyby było rzeczą pewną i przez wszystkich przyjętą, że bogami są ciała niebieskie! A przecież Wellejusz i wielu innych ludzi nie przyzna ci nawet, że są one żywymi istotami. Ważnym dowodem wydawało ci się także to, że wiara w bogów nieśmiertelnych jest powszechna i z każdym dniem się wzmacnia. Czyżby ci wiec odpowiadało rozstrzyganie tak ważnych spraw na podstawie mniemania głupców? Czyżby przystało to zwłaszcza wam stoikom, którzy poczytujecie głupców za szaleńców? Mówiłeś też, że przecież dostrzegamy obecność bogów, jak się to pod Regillus przytrafiło Postumiuszowi, a na Solnej Drodze Watyniuszowi. Coś tam wspomniałeś również o bitwie Lokrów nad Sagrą. A ci tak zwani przez ciebie Tyndarydowie, to jest ludzie zrodzeni z człowieka, o których Homer, bliższy ich czasom, opowiada, że zostali pogrzebani w Lecedemonie! Czy wierzysz, że wyjechaliby oni naprzeciw Watyniuszowi na białych koniach bez sług i że o zwycięstwie ludu rzymskiego oznajmiliby raczej temu prostakowi aniżeli Markowi Katonowi, który był wtedy najpierwszym obywatelem? A zatem wierzysz także, iż ów znak, który po dziś dzień można zobaczyć na kamieniu pod Regillus, jest ponoć śladem zostawionym przez konia Kastora?

Czyż nie wolisz wierzyć w to, co można udowodnić, iż mianowicie dusze wybitnych ludzi, jakimi byli ci Tyndarydowie, mają boską naturę i są nieśmiertelne, niż w to, że osoby kiedyś spalone mogą jeździć konno oraz brać udział w boju? A jeśli twierdzisz, że się to mogło stać, powinieneś wykazać, w jaki sposób było to możliwe, zamiast opowiadać babskie bajeczki.

— Wydaje ci się to bajeczką? — zawołał w tym miejscu Lucyliusz. — Czy nie wiesz, że mamy świątynię Kastora i Polluksa poświęconą przez Aulusa Postumiusza? Czy nie znasz uchwały senatu dotyczącej Watyniusza? Wszak o Sagrze mówi też przysłowie używane powszechnie przez Greków, którzy, gdy coś twierdzą, powiadają, iż jest to pewniejsze niż owe zdarzenia znad Sagry. Czyż nie powinieneś ustąpić przed takimi świadectwami? Kotta zaś odparł na to: Walczysz ze mną, Balbusie, przy pomocy pogłosek, podczas gdy ja żądam od ciebie dowodów rozumowych...

...o przepowiedniach i o przeczuwaniu rzeczy przyszłych... Następnym zagadnieniem są rzeczy przyszłe. Otóż nikt nie może uniknąć tego, co ma się stać. Często zaś znajomość przyszłości jest nawet wręcz szkodliwa. Nieszczęściem bowiem jest trapić się bezradnie i nie mieć nawet najmniejszej, a przecież powszechnie dostępnej pociechy w postaci nadziei — tym bardziej, że to właśnie waszym zdaniem wszystko dzieje się z przeznaczenia, a przeznaczeniem jest to, co przez wszystkie wieki nieustannie było prawdziwe. Cóż więc pomoże tutaj świadomość przyszłego wypadku? Albo jak przyczyni się ona do ustrzeżenia się od złego, jeśli zdarzy się ono z całą pewnością? Dalej, skąd pochodzi owa sztuka wróżenia? Kto odkrył znaczenie szczeliny w wątrobie, kto ustalił znaczenie krakania wrony i sens losów? Wierzę w to wszystko, nie mogę również lekceważyć wspomnianej przez ciebie laski auguralnej Attusa Nawiusza, ale muszę nauczyć się od filozofów, w jaki sposób doszliśmy do tych pojęć, zwłaszcza że wróżbiarze w bardzo wielu sprawach mówią fałsz.

Co prawda wzmiankowałeś, że wszak i lekarze często się mylą. Lecz jakież podobieństwo jest między medycyną, której podstawy są mi znane, a wróżbiarstwem, którego pochodzenie nie jest dla mnie zrozumiałe? Następnie wyraziłeś sąd, że bogowie zostali ułagodzeni poświęceniem się Decjuszów. Jakże wielka była zawziętość bogów, skoro dali się narodowi rzymskiemu przebłagać dopiero przez śmierć takich ludzi! A mnie się zdaje, że był to raczej zamysł wodzów, zamysł, który Grecy zwą στρατήγηľα, czyli podstępem wojennym. Przedsięwzięli go wodzowie, którzy dbali o ojczyznę i nie oszczędzali swojego życia; wierzyli oni bowiem, że za wodzem, który na rozpędzonym koniu rzuci się na nieprzyjaciela, pójdzie całe wojsko, jak się też stało. Co do mnie, to nigdy nie słyszałem głosu fauna; ale tobie wierzę, skoro mówisz, żeś słyszał, chociaż zgoła nie wiem, co to jest faun. Jeśli więc chodzi o ciebie, Balbusie, to—jak dotąd — nie przekonałeś mnie o istnieniu bóstw. Zapewniam cię, że wierzę w nie, lecz stoicy niczego mnie w tym zakresie nie nauczyli.

Oto Kleantes sądzi, jak mówiłeś, że pojęcia o bogach powstały w ludzkich umysłach czterema sposobami. Pierwszy z tych sposobów sprowadza się do przeczuwania rzeczy przyszłych, o czym dosyć już powiedziałem; drugi — do zaburzeń w stanie pogody i innych niespokojności w naturze; trzeci — do użyteczności i obfitości rzeczy, z których korzystamy; czwarty — do porządku panującego pośród ciał niebieskich tudzież nieodmienności niebios. O przeczuciach była już tedy mowa. Co się tyczy burz na niebie, na morzu i na lądzie, to nie mogę powiedzieć, aby nie było wielu ludzi, którzy przeżywając takie zdarzenia odczuwają lęk i uważają je za dzieło nieśmiertelnych bogów.

Lecz chodzi nam nie o to, czy są tacy, którzy wierzą w istnienie bogów: zastanawiamy się, czy w rzeczy samej bogowie istnieją, czy nie istnieją. O podanych przez Kleantesa pozostałych dowodach, z których jeden opiera się na obfitości przydatnych nam rzeczy, a drugi na porządku w kolejnym następowaniu różnych okresów czasu i na nieodmienności zjawisk niebieskich, będę mówił wtedy, gdy przejdę do rozważań o opatrzności bogów, o czym tak długo rozwodziłeś się, Balbusie.

Do tej samej sposobności odłożę również to, co —jak mówiłeś — twierdził Chryzyp: że ponieważ są w świecie takie rzeczy, których człowiek stworzyć nie może, przeto istnieje coś doskonalszego od człowieka. Także porównanie pięknie urządzonego domu do piękności świata, dalej to, co wywodziłeś o zgodności i harmonii w całym świecie, oraz krótkie i odznaczające się pewnym dowcipem wnioski Zenona przesunę do tej części rozważań, o której przed chwilą wspomniałem. Wtedy też zbadam na właściwym miejscu wszystko to, co jako filozof przyrody mówiłeś o sile ognistej i o tym cieple, z którego twoim zdaniem wszystko wzięło swój początek. Zostawię do tej sposobności także tę część twego wykładu sprzed dwóch dni, w której istnienie bogów chciałeś uzasadnić tym, że i wszechświat jako całość, i słońce, i księżyc, i gwiazdy mają czucie i rozum.

A tymczasem będę wciąż i wciąż zadawał ci pytanie, na jakich podstawach opierasz swoje przekonanie o istnieniu bóstw. Na to Balbus: Zdaje mi się, że ze swej strony przytoczyłem już dowody. Ale ty zwalczasz je w ten sposób, iż gdy ma się wrażenie, że chcesz mnie o coś zapytać, a ja przygotowuję się do odpowiedzi, nagle odwracasz mowę i uniemożliwiasz odpowiedź. Przez to zostały pominięte milczeniem niezwykle ważne rzeczy, na przykład zagadnienie wróżbiarstwa i przeznaczenia. Co prawda wspomniałeś pokrótce o tych sprawach, lecz nasi zwolennicy zwykli rozprawiać o nich obszernie. Jednakowoż oddzielmy je od tematu, którym teraz się zajmujemy; jeśli ci to odpowiada, nie mieszaj, proszę, tych rzeczy, iżbyśmy w niniejszej rozmowie mogli wyjaśnić właściwy przedmiot sporu.

— Doskonale — odpowiedział Kotta. — Ponieważ więc cały ten przedmiot podzieliłeś na cztery części, a o pierwszej z nich jużeśmy mówili, zastanówmy się nad drugą. Moim zdaniem odznaczała się ona tym, iż gdy chciałeś w niej przedstawić, jacy są bogowie, w istocie rzeczy wykazałeś, że ich nie ma. Mówiłeś, że bardzo trudno jest odwieść myśl od sposobu patrzenia właściwego dla oczu ludzkich; ponieważ jednak nie ma nic doskonalszego od bóstwa, nie miałeś wątpliwości, że bóstwem jest świat, gdyż od niego nie ma pośród wszech rzeczy nic lepszego; wywodziłeś, że zrozumiemy to, skoro tylko potrafimy wyobrazić sobie świat jako istotę ożywioną, a raczej ogarnąć to myślą tak, jak inne rzeczy ogarniamy wzrokiem.

Lecz skoro twierdzisz, że nie ma nic doskonalszego niż świat, pytam się, jak pojmujesz tę doskonałość. Jeśli chodzi ci o to, że nie ma nic piękniejszego od świata, to zgoda na to; jeżeli sądzisz, że nie ma nic stosowniejszego do zaspakajania naszych potrzeb, to przystaję i na to; ale jeśli powiadasz, że nie ma nic mędrszego od świata, to w żaden sposób na to się nie zgadzam. Nie dlatego, iżby trudno było oderwać myśl od wrażeń wzrokowych, lecz dlatego, że im usilniej ją odrywam, tym mniej rozumiem to, o co ci chodzi. Twierdzisz, że pośród wszech rzeczy nie ma nic lepszego od świata. Lecz wszak na ziemi nie ma nic lepszego od naszego miasta. Czy w związku z tym przypuszczasz, że miasto to ma rozum, mądrość i zdolność myślenia? A jeżeli tak nie jest, czy mniemasz, że z tego powodu trzeba mrówkę przekładać ponad to najpiękniejsze miasto, gdyż nie ma ono czucia, podczas gdy mrówka ma nie tylko czucie, lecz także rozum, zdolność myślenia i pamięć? Należy zastanawiać się, Balbusie, nad tym, na co chciałbyś uzyskać zgodę, i nie przyjmować samemu wszystkiego, co ci się tylko spodoba.

Otóż całą tę rzecz można wyjaśnić w nawiązaniu do owego dawno znanego, krótkiego i — jak ci się zdawało — bystrego rozumowania Zenona....

Albowiem Zenon wnioskuje tak: „Co ma rozum, jest doskonalsze od tego, co rozumu nie ma; żadna rzecz zaś nie jest doskonalsza od świata; zatem świat ma rozum". Jeżeli zechcesz, możesz w ten sposób udowodnić, że świat najlepiej umie czytać książkę. Bo idąc siadani Zenona, mógłbyś wyciągnąć wniosek następujący: „Co umie czytać, jest doskonalsze od tego, co nie umie czytać; żadna rzecz zaś nie jest doskonalsza od świata; zatem świat umie czytać". Na tej drodze możesz także wykazać, że świat jest wymowny, a nawet, że zna matematykę i jest biegły w muzyce, następnie — że opanował wszystkie nauki, a w końcu — że jest filozofem. Wielokrotnie powtarzałeś, że nic się nie dzieje bez bóstwa i że natura nie ma takiej mocy, by potrafiła stworzyć coś zupełnie różnego od siebie. Mamże więc przyznać nie tylko, że świat jest istotą żywą i mądrą, ale też, że umie on grać na lutni i na flecie, ponieważ wydaje ludzi, którzy znają tę sztukę? Tak więc ów ojciec stoików nie dostarcza żadnego dowodu, dla którego mielibyśmy przyjąć, że świat ma rozum, czy choćby uznać go za istotę żyjącą. Zatem świat nie jest bóstwem. A jednak nie ma nic doskonalszego odeń, gdyż nie ma nic piękniejszego od świata, nic zbawienniejszego dla nas, nic takiego, co by się odznaczało świetniejszym wyglądem oraz większą stałością ruchów. Jeśli zaś wszechświat jako całość nie jest bóstwem, to tak samo ma się rzecz z ciałami niebieskimi, których niezliczone mnóstwo zaliczyłeś pomiędzy bogów. Podobało ci się ich odwieczne jednostajne krążenie — i, na Herkulesa, zupełnie słusznie, gdyż nieodmienność tych ruchów jest zadziwiająca i wprost niewiarygodna!

Ale nie we wszystkim, Balbusie, co stale wykonywa oznaczone ruchy, trzeba zaraz dopatrywać się mocy boskiej: jest to raczej dzieło natury. Czy sądzisz, że może być coś bardziej niezmiennego od powtarzającego się wciąż wznoszenia się i opadania morza w Euripusie Chalcydyjskim albo w Cieśninie Sycylijskiej? Cóż przewyższa pod względem stałości wzbieranie oceanu w tych miejscach, gdzie „morskie bałwany drapieżne Europę od Libii oddarły"? A czyż wahanie się morza już to w Hiszpanii, już to w Brytanii i tak przypływ, jak odpływ jego w oznacznych godzinach nie może się odbywać bez udziału bóstwa? Jeżeli wszelkie ruchy i w ogóle wszystko, co dzieje się z zachowaniem stałego porządku w ściśle określonych terminach, będziemy nazywali boskim, to zastanów się, proszę, czy nie musielibyśmy uznać za boską także przypadającej co trzeci lub co czwarty dzień gorączki; bo czyż może być coś bardziej stałego niż jej nawroty i napady? Chodzi jednakże o to, iż trzeba wskazać przyczyny wszystkich tych zjawisk;

a ponieważ nie jesteście w stanie tego uczynić, uciekacie się do bóstwa niby do chroniącego winowajców ołtarza. Za wnikliwe poczytywałeś też rozumowanie Chryzypa, człowieka niewątpliwie obrotnego i doświadczonego. (Obrotnymi, czyli versuti, nazywam tych, których myśl szybko się obraca, celeriter versatur; doświadczonymi zaś, czyli callidi — tych, których umysł przez doświadczenie nabył tęgości, usu concalluit, tak jak twardnieje ręka wykonująca jakąś pracę). Otóż Chryzyp powiada: „Jeśli jest coś takiego, czego człowiek stworzyć nie może, to ten, kto to stworzył, jest doskonalszy od człowieka. Człowiek zaś istotnie nie może stworzyć tego, co znajduje się w świecie. A więc ten, kto potrafił tego dokonać, przewyższa człowieka. Któż zaś może przewyższać człowieka prócz bóstwa? Zatem bóstwo istnieje". We wszystkim tym zachodzi ten sam błąd, co i w dowodzeniu Zenona.

Nie ustalono tu bowiem, co to znaczy „doskonalszy", co to znaczy „przewyższa" i jaka jest różnica między naturą a rozumem. Ten sam filozof stwierdza, że jeśliby bogowie nie istnieli, to w całym świecie nie byłoby nic doskonalszego od człowieka; lecz gdyby jakiś człowiek myślał, że nie ma nic doskonalszego niż on sam, byłoby to bardzo wielkim zuchwalstwem. Zgadzam się: byłoby zuchwalstwem uważać się za coś ważniejszego niż wszechświat. Ale uświadamianie sobie, że ma się czucie i rozum, których Orion i Syriusz są pozbawione, nie tylko nie jest zarozumiałością, lecz stanowi raczej przejaw roztropności. „A gdy widzimy piękny dom — powiada — domyślamy się, że zbudowano go dla właścicieli, a nie dla myszy; podobnie więc i świat winniśmy poczytywać za mieszkanie bogów". Tak bym właśnie sądził, gdybym miał świat za zbudowany przez bogów, a nie za ukształtowany przez naturę, czego zaraz dowiodę.

Oto Sokrates pyta Ksenofonta, skąd otrzymalibyśmy duszę, gdyby nie było jej w świecie. A ja się pytam, skąd mamy mowę, skąd poczucie rytmu, skąd śpiew, jeżeli nie uznamy za prawdę, że słońce rozmawia z księżycem, gdy się zbliży do niego, albo że świat rozbrzmiewa harmonią, jak mniemał Pitagoras. Jest to dzieło natury, Balbusie, nie tej natury postępującej według zasad sztuki, jak mówi Zenon (zaraz zobaczymy, jak to wygląda), lecz natury pobudzającej wszystko i wprowadzającej w ruch swoimi popędami oraz przemianami.

Dlatego też podobał mi się twój wywód o zgodności i harmonii w naturze, którą nazwałeś złączoną, czy związaną, jak gdyby węzłem pokrewieństwa. Natomiast nie pochwalam twojego twierdzenia, jakoby mogło się to dziać wyłącznie dzięki temu, że naturę utrzymuje w całości jeden boski duch ożywczy. W rzeczywistości utrzymuje się ona i trwa własną mocą, a nie mocą bogów. Jest w niej też pewna zgodność, którą Grecy nazywają συľπάθεια, czyli sympatią; lecz im głębsza jest ta zgodność sama przez się, w tym mniejszym stopniu trzeba ją uważać za dzieło boskiego rozumu.

A jak rozstrzygacie zagadnienie wysunięte przez Karneadesa? Sprowadza się ono do tego, że jeśli żadne ciało nie jest nieśmiertelne, to żadne nie jest również wiecznotrwałe; żadne ciało zaś nie jest ani nieśmiertelne, ani nawet niepodzielne, to jest takie, które nie dałoby się rozebrać na części składowe lub rozdrobnić. Ponieważ każda żywa istota jest z natury swej obdarzona zdolnością do znoszenia różnych odczuć, żadna z nich nie może uniknąć odbierania jakichś z zewnątrz pochodzących doznań, to jest pewnego rodzaju konieczności znoszenia cierpień. A jeśli każda żywa istota jest właśnie taka, to żadna z nich nie jest nieśmiertelna. Podobnie też, jeśli każdą żywą istotę można pokrajać i podzielić, to żadna z nich nie jest niepodzielna i niezniszczalna. A przecież wszelka żywa istota przysposobiona jest do odbierania i znoszenia pochodzących z zewnątrz doznań. Zatem wszelka żywa istota nieuniknienie musi być śmiertelna, podzielna oraz zniszczalna.

Bo tak jak zmienny jest wszelki wosk i nie ma rzeczy woskowej, która by mogła trwać w stanie niezmiennym, podobnie nie ma rzeczy niezmiennej ze srebra albo z miedzi, jeśli srebro lub miedź odznaczają się z przyrodzenia zmiennością. W tenże sam sposób, jeśli wszystkie istniejące.... [tworzywa], z których powstają wszelkie rzeczy, są zmienne, to żadne ciało nie może być niezmienne. A właśnie waszym zdaniem te substancje, z których składa się wszystko, są zmienne. Przeto zmienne jest także wszelkie ciało. Ale gdyby istniało ciało niezniszczalne, nie wszystko byłoby zmienne. Stąd wynika, że wszelkie ciało jest zniszczalne. Jako że wszelkie ciało jest albo wodą, albo powietrzem, albo ogniem, albo ziemią, albo czymś złożonym ze wszystkich tych substancyj lub z niektórych; wśród nich zaś nie ma takiej, która by nie ulegała zniszczeniu.

Bo i wszelka rzecz składająca się z ziemi da się rozdrobnić, i woda jest tak płynna, że łatwo można ją wyprzeć i rozproszyć; ogień zaś i powietrze za każdym potrąceniem nader łatwo się poruszają, a z istoty swej są najbardziej ustępliwe i lotne. Poza tym wszystkie te substancje giną, gdy zmieniają swoją naturę. A dzieje się to wtedy, gdy ziemia przemienia się w wodę, gdy z wody powstaje powietrze, a z powietrza eter oraz gdy żywioły te przekształcają się jeden w drugi w odwrotnym porządku. Jeśli wiec rzecz ma się tak, iż ginie tworzywo, z którego składa się każda żywa istota, to żadna z tych istot nie jest wiecznotrwała.

Zresztą gdybyśmy to nawet pominęli, to i tak nie moglibyśmy znaleźć żadnej żywej istoty, która by się nigdy nie narodziła i miała zawsze trwać w przyszłości. Przecież każde żywe stworzenie ma czucie; a więc odczuwa i ciepło, i chłód, i słodycz, i gorycz. Żaden z jego zmysłów nie może doznawać tylko odczuć przyjemnych bez odbierania wrażeń nieprzyjemnych. Jeśli więc czuje rozkosz, to czuje też ból. Co zaś doznaje bólu, nieuniknienie musi również ulegać zniszczeniu. Należy tedy przyznać, że wszelka żywa istota jest śmiertelna.

Jeśli, dalej, jest coś takiego, co nie odczuwa ani rozkoszy, ani bólu, to nie może być istotą żyjącą; a jeśli jest żywą istotą, to musi koniecznie odczuwać jedno i drugie; ponieważ zaś ma te odczucia, nie może być czymś wiecznotrwałym. Otóż każda żywa istota je ma; a zatem żadna z takich istot nie jest wiecznotrwała. Spójrzmy na to od innej nieco strony. Wszak nie może być takiej istoty ożywionej, która by była wolna od wrodzonego pożądania lub odrazy. Pożąda się tego, co jest zgodne z naturą, a czuje się odrazę do rzeczy przeciwnych naturze. Otóż każda żyjąca istota czegoś pożąda i czegoś unika. To, od czego ucieka, jest przeciwne naturze; a co jest przeciwne naturze, oddziaływa niszcząco. Zatem każda żywa istota musi zniszczeć.

Niezliczonymi sposobami można wykazać i dowieść, że nie ma obdarzonej czuciem istoty, która by nie miała zginąć. Bo przecież wszystko, co tylko odczuwamy — zimno i ciepło, rozkosz i ból, jak również inne rzeczy — jeżeli zbytnio się powiększy, powoduje zgubę. A że nie ma żyjącej istoty bez czucia, żadna z nich więc nie jest wiecznotrwała. Wynika to i z tego, że wszelka żywa istota może być albo z natury swej prostsza, to znaczy może być stworzona z samej ziemi lub z samego ognia, z samego powietrza lub z samej wody (chociaż nie można sobie nawet wyobrazić, jak by wyglądała taka istota), albo składać się z kilku substancyj. Lecz każda z tych substancyj ma w świecie właściwe dla siebie miejsce i z mocy przyrodzenia tam podąża. Jedna więc kieruje się na dół, druga do góry, a trzecia do środka. Mogą one pozostawać w związku ze sobą tylko przez pewien czas, natomiast w żaden sposób nie mogą być połączone na stałe: każda substancja koniecznie musi być ściągnięta do odpowiedniego dla siebie miejsca. Żadna tedy żywa istota nie jest wiecznotrwała.

Atoli wasi zwolennicy, Balbusie, zwykli wszystko sprowadzać do pierwiastka ognistego. Jak sądzę, naśladują pod tym względem Heraklita, którego naukę nie wszyscy zresztą wykładają jednakowo. Ponieważ także on sam nie chciał, by dobrze rozumiano jego słowa, przeto zostawmy je na boku. Ale i wy mówicie, że wszelka moc znajduje się w ogniu, że więc istoty żywe giną, gdy zabraknie im ciepła, i że w całym świecie jeno to żyje i trwa w dobrym stanie, co jest ciepłe. Ja jednak nie pojmuję, w jaki sposób giną ciała przy zaniku ciepła, a nie giną przy utracię wody lub powietrza, zwłaszcza że giną także od nadmiaru ciepła.

To mniemanie o ogniu jest wprawdzie powszechne, zobaczmy jednak, jakie wynikają z niego końcowe wnioski. Jak mi wiadomo, twierdzicie, iż w naturze i w świecie nie ma żadnej z zewnątrz pochodzącej siły ożywczej prócz ognia. Lecz dlaczego ogień ma być bardziej ożywczy niż powietrze (anima), od którego zależy życie (animus) jestestw, nazywanych z tej przyczyny istotami ożywionymi (animalia) ? I jak możecie uważać za rzecz ustaloną, że duch żywotny nie jest niczym innym, jeno ogniem? Bo wygląda na rzecz bardziej prawdopodobną, że duch ten jest czymś takim, w czym ogień zmieszany jest w odpowiednim stosunku z powietrzem. Mówicie, że „jeśli ogień sam przez się i bez domieszki żadnej innej substancji jest istotą ożywioną i jeśli przebywając w naszych ciałach sprawia, iż mamy czucie, to i on sam nie może być bez czucia". Lecz i na to można znowu odpowiedzieć to samo: wszystko, co jest obdarzone czuciem, koniecznie musi odczuwać zarówno rozkosz, jak ból; a komu przytrafia się ból, temu przytrafi się również śmierć. Idzie za tym, że nie możecie udowodnić nawet wiecznotrwałości ognia.

Bo i jakże? Czyż to nie wy sami twierdzicie, że wszelki ogień potrzebuje pożywienia i że w żaden sposób nie może się utrzymać, jeśli nie będzie zasilany? Czyż nie nauczacie, że słońce, księżyc i inne ciała niebieskie pożywiają się wodą — jedne wodą słodką, a drugie morską? Przecież Kleantes przytacza to jako przyczynę, dla której słońce nie posuwa się naprzód poza koła letniego i zimowego zwrotnika, wracając stamtąd, iżby nie oddalić się zbytnio od pokarmu. Za chwilę będę mówił, jak się ta rzecz przedstawia. Teraz zaś wyciągnijmy następujący wniosek: co może zginąć, to z natury swej nie jest wiecznotrwałe; a ogień zgaśnie, jeśli nie będzie zasilany; przeto ogień z istoty swojej nie jest wiecznotrwały. Przejdźmy do następnego zagadnienia.

Jak możemy wyobrazić sobie bóstwo nie mające żadnej cnoty? Cóż bowiem? Czy przyznamy bóstwu roztropność? Polega ona na rozeznaniu rzeczy dobrych i złych oraz tych, które nie są ani dobre, ani złe; lecz na cóż potrzebny jest wybór pomiędzy dobrem a złem temu, kto nie ma i nie może mieć w sobie nic złego? Na co mu rozum i mądrość? Wszak używamy ich do tego, by poprzez rzeczy jasne dojść do zrozumienia ciemnych; ale dla bóstwa nie może być nic ciemnego! A cóż powiemy o sprawiedliwości, która przyznaje każdemu, co mu się należy? Czy wymóg ten może dotyczyć bogów? Przecież sami mówicie, że sprawiedliwość zrodziła się we współżyciu społecznym. Z kolei powściągliwość polega na powstrzymywaniu się od cielesnych rozkoszy. Jeśli w niebie jest miejsce dla powściągliwości, to jest tam miejsce również i dla takich rozkoszy. Jak zaś można sobie przedstawić męstwo bóstwa? Czy przejawia się ono w znoszeniu bólu, czy w pracowitości, czy w przeciwstawieniu się niebezpieczeństwu? Ale żadna z tych rzeczy nie dotyczy bóstwa!

Jakże więc możemy wyobrazić sobie bóstwo, które ani nie ma rozumu, ani nie jest obdarzone jakąś inną cnotą? Doprawdy, biorąc pod uwagę to, co mówią stoicy, nie mogę patrzeć z pogardą na nieświadomość pospólstwa i ludzi nieoświeconych. Mają zaś oni wierzenia rozmaite. Na przykład Syryjczycy czczą rybę, a Egipcjanie ubóstwili niemal wszystkie odmiany zwierząt. W Grecji natomiast podniesiono do rzędu bogów wielu ludzi; Alabandyjczycy oddają cześć boską Alabandowi, Tenedyjczycy Tenesowi, a cała Grecja Leukotei, którą nazywano dawniej Inoną, oraz jej synowi Palemonowi. Przypisuje się boskość także Herkulesowi, Eskulapiuszowi, Tyndarydom, naszemu Romulusowi i rozlicznym innym postaciom, które uważa się jakby za nowo przyjętych do nieba przypisanych jego obywateli.

Takie oto są wierzenia ludzi nieoświeconych. A wy, filozofowie, czy macie coś lepszego? Pomijam tu rzecz najpiękniejszą; niech już świat byłby sobie bóstwem. Wierzę, że jest owa „światłość tam w górze, zwana przez wszystkich Jowiszem". Ale dlaczego dodajemy więcej bogów? Jakże ogromna jest ich liczba! Ja przynajmniej mam wrażenie, iż jest ona zbyt wielka. Albowiem policzyłeś między bogów poszczególne gwiazdy i oznaczyłeś je już to nazwami zwierząt, jak na przykład Kozy, Skorpiona, Byka, Lwa, już to nazwami rzeczy martwych, jak Argo, Ołtarza, Korony.

A gdyby przystać i na to, jakże można już nie powiem zgodzić się, lecz w ogóle zrozumieć resztę bogów? Używamy co prawda zwykłego sposobu wyrażania się, nazywając płody rolne Cererą, a wino Liberem, ale czy sądzisz, że ktoś jest na tyle niemądry, iżby miał za bóstwo to, co spożywa jako swój pokarm? Co się zaś tyczy ludzi, o których powiadasz, że otrzymali godność bogów, to wskaż mi tylko sposób, w jaki się to mogło dziać, lub wyjaśnij przyczynę, dla której dziać się przestało, a chętnie się tego nauczę!

Mając na uwadze dzisiejszy stan rzeczy, nie pojmuję doprawdy, jak mógł Herkules, pod którego stos „podłożono na Górze Etejskiej płonące głownie", jak mówi Akcjusz, dostać się z tego ognia „do odwiecznego domu ojca". Aliści Homer powiada, że Ułisses spotkał go w świecie podziemnym podobnie jak i innych, którzy rozstali się z życiem. Jednakże bardzo chciałbym wiedzieć, któremu to mianowicie Herkulesowi powinniśmy składać cześć. Bo ludzie badający ukryte i tajemne pisma podają nam, że było ich wielu. Najdawniejszy był synem Jowisza, tego najdawniejszego Jowisza, bo w starodawnych pismach greckich znajdujemy także wielu Jowiszów. Od niego więc i od Lisito pochodzi ten Herkules, który podobno walczył o trójnóg z Apollinem. Drugi, egipski, o którym powiadają, że wynalazł pismo frygijskie, ma być rzekomo synem Nila. Trzeci, któremu składa się ofiary na intencję zmarłych, jest jednym z idejskich kapłanów Cybeli. Czwarty, syn Jowisza i Asterii, siostry Latony, jest najwięcej czczony w Tyrze, przy czym Kartago ma być jego córką. Piąty odbiera cześć w Indiach, gdzie nazywa się Belus. Szósty jest tym, którego Jowisz spłodził z Alkmeną, przy czym chodzi tutaj o trzeciego Jowisza, gdyż—jak zaraz przedstawię — mamy wiadomości także o wielu Jowiszach.

Skoro wywód mój naprowadził mnie na ten temat, chciałbym zaznaczyć, że o oddawaniu czci bogom nieśmiertelnym stosownie do prawa kapłańskiego i obyczajów przodków więcej niż z rozważań stoików nauczyłem się z owych przepisów, pozostawionych nam przez Numę w dzbanuszkach ofiarnych, o których Leliusz wspomina w swym znanym pięknym przemówieniu. Bo jeślibym poszedł za wami, powiedz, co bym odpowiedział temu, który by mi zadał następujące pytania: „Jeżeli bogowie istnieją..., czy istnieją też boginie zwane nimfami? Jeśli bowiem są nimfy, to są również paniski i satyry. Lecz w rzeczywistości ich nie ma. A więc i nimfy nie są boginiami. Jednakże mamy publicznie poświęcone i ofiarowane im świątynie. Wynika stąd, że nie są bogami także inne postacie, którym poświęcono świątynie. Zaliczasz następnie pomiędzy bogów Jowisza i Neptuna. Bogiem jest więc też ich brat Orkus, a wraz z nim i rzeki płynące podobno w świecie podziemnym: Acheron, Kocytus i Pyriflegeton. Na równi z nimi powinno się uważać za bogów Charona i Cerbera.

Lecz zasługuje to na odrzucenie. Przeto i Orkus nie jest bogiem. Cóż tedy powiecie o jego braciach?" Tak wywodził Karneades — nie dlatego, iżby przeczył bytowi bogów, co zupełnie nie przystało filozofowi, lecz dla wykazania stoikom, że niczego w sprawie bogów nie wyjaśniają. W dalszym ciągu nastawał on na stoików takimi oto słowy: „Bo i cóż? Jeśli ci bracia należą do grona bogów, to czy można odmówić tego ich ojcu Saturnowi, który najwięcej czczony jest we wszystkich krajach zachodnich? A jeżeli i on jest bogiem, to trzeba zgodzić się, że bogiem jest też jego ojciec Celus. Jeśli tak, to z kolei trzeba uznać za bogów także rodziców Celusa, Etera i Dies, oraz ich braci i siostry, które to osoby mają u starożytnych genealogów następujące imiona: Miłość, Zdrada, Bojaźń, Pracowitość, Zawiść, Przeznaczenie, Starość, Śmierć, Ciemność, Nędza, Żałość, Wdzięczność, Oszustwo, Upór, Parki, Hesperydy, Sny. Jak wieść niesie, wszyscy oni mają być dziećmi Ereba i Nocy. Trzeba więc albo uznać te dziwolągi, albo odrzucić tamte pierwsze bóstwa". Cóż ty na to?

Powiesz, że Apollo, Wulkan, Merkury i inni są bogami, a co do Herkulesa, Eskulapa, Libera, Kastora i Polluksa będziesz miał wątpliwości? Lecz wszak i ci odbierają cześć na równi z tamtymi, a u niektórych ludów nawet znacznie większą. A więc trzeba poczytywać za bóstwa także osoby zrodzone z ojców bogów przez śmiertelne matki. Cóż? Czy nie zaliczano do bóstw syna Apollina, Arysteusza, który miał być odkrywcą oliwki, syna Neptuna, Tezeusza, i innych, którzy za ojców mieli bogów? Czy tedy nie dotyczy to osób, których matki były boginiami, a ojcowie ludźmi? Sądzę, że tym bardziej. Jak bowiem wedle prawa cywilnego człowiek zrodzony z wolnej matki jest wolny, tak też wedle prawa natury osoba urodzona przez matkę boginię musi być bóstwem. Jakoż wyspiarze Astypaleńczycy najpobożniej czczą Achillesa. A jeśli on jest bogiem, to bóstwami są również Orfeusz i Resus, którzy mieli muzę za matkę, chyba że zaślubiny na morzu mają jakieś pierwszeństwo przed zaślubinami na ziemi. Jeżeli zaś nie są oni bogami, ponieważ nigdzie nie oddaje im się czci boskiej, to dlaczego są nimi tamci?

Zastanów się więc, czy tej czci nie okazuje się ze względu na zasługi pewnych ludzi, a nie z powodu rzekomej ich nieśmiertelności, o czym, zdaje się, także i ty, Balbusie, wspominałeś. Jak możesz dalej, mając za boginię Latonę, nie uważać za bóstwo Hekaty, której matką była siostra Latony, Asteria? A może i Hekate jest boginią? Wiemy przecież, że w Grecji są jej poświęcone ołtarze i świątynie. Jeśli zaś jest ona boginią, to dlaczego godności takiej nie miałyby też Eumenidy? A jeżeli i one z kolei są boginiami, bo i w Atenach mają swą świątynię, i u nas wedle mego rozumienia jest im poświęcony gaj Furyny, to do rzędu bogiń należą także Furie, jak myślę, ze względu na to, że spełniają rolę wywiadowczyń i mścicielek występków i zbrodni.

Skoro bogowie odznaczają się tym, że wdają się w sprawy ludzkie, to za boginię winna być poczytywana także Natio, której zwykliśmy składać hołdy obchodząc jej świątynie w okolicach miasta Ardei. Ponieważ opiekuje się ona kobietami w czasie połogu, otrzymała imię od rodzących się dzieci (a nascentibus). Lecz jeśli jest ona boginią, to bóstwami są wszystkie postacie, o których wspomniałeś, a więc Cześć, Wierność, Mądrość, Zgoda, jak również Nadzieja, [matka muz] Moneta i wszystkie inne, jakie tylko możemy w myśli sobie stworzyć. Jeśli zaś to nie jest prawdopodobne, to dalekie od prawdy jest także i tamto, co z tego wypłynęło. Ale co powiesz o dalszych mych wnioskach? Oto jeśli bogami są postacie, które czcimy i szanujemy, to dlaczego byśmy nie mieli do ich grona zaliczyć także Serapisa i Izydy? A gdybyśmy to zrobili, dlaczego byśmy mieli odrzucać bogów barbarzyńskich? Umieścimy więc w rzędzie bogów woły i konie, ibisy i jastrzębie, żmije, krokodyle i ryby, psy, wilki i koty, a nadto wiele innych zwierząt. Jeśli to odrzucimy, to powinniśmy odrzucić i tamto, z czego to pochodzi.

Cóż dalej? — Inona, zwana przez Greków Λευκοθέα, a przez nas Matuta, jest uważana za boginię, choć jest córką Kadmusa; A Cyrce, Pasife i Eeta, których matką była córka Oceana Perseis, a ojcem Słońce, nie mają należeć do rzędu bogiń, choć nasi cyrcejeńscy osadnicy oddają Cyrce cześć religijną? Uznasz więc i ją za boginię. A co odpowiesz Medei, której dziadkami są dwaj bogowie — Słońce i Ocean, a która przyszła na świat z ojca Eety i matki Idyi? Co odpowiesz jej bratu Absyrcjuszowi (którego Pakuwiusz nazywa Egialeusem, aczkolwiek pierwsze imię jest częściej używane w dawnych pismach) ? Jeśli nie są oni bogami, lękam się o Inonę, gdyż wszystko to wypłynęło z tego samego źródła.

A czy będą bogami Amfiaraus i Trofoniusz? Co prawda gdy rozporządzenia cenzorskie uwolniły w Beocji grunty bogów nieśmiertelnych od podatków, publikanie nasi oświadczyli, że ci, co byli kiedyś ludźmi, bynajmniej nie są nieśmiertelni. Lecz jeśli są oni bogami, to na pewno jest bóstwem także Erechteusz, którego świątynię i kapłana widzieliśmy w Atenach. A jeżeli Erechteusza uczynimy bóstwem, dlaczego mamy wahać się w stosunku do innych, którzy polegli w walce o wolność ojczyzny? Jeśli zaś na to zgodzić się nie można, to nie można też przyjąć rzeczy, o których była mowa wyżej, a z których wypływa niniejszy wniosek.

Wszelako w większości państw można zobaczyć, że gwoli pobudzenia męstwa, jak również gwoli tego, iżby wszyscy najlepsi obywatele dla dobra swego kraju tym chętniej narażali się na niebezpieczeństwo, pamięć dzielnych ludzi uświęcona została czcią należną nieśmiertelnym bogom. Z tej właśnie przyczyny w Atenach zaliczono między bóstwa Erechteusza i jego córki, a także wzniesiono świątynię na cześć trzech córek Leosa, zwaną po łacinie Leonaticum, a po grecku Λεωκόριον. Alabandyńczycy zaś głębiej czczą Alabanda, który założył ich miasto, niż któregokolwiek z najwyższych bogów. W związku z tym Stratonik, gdy mu ktoś naprzykrzał się dowodzeniem, że Alabandus jest bogiem, a Herkules nie jest, dowcipnie, jak w wielu innych wypadkach, odpowiedział: „Niechże tedy Alabandus gniewa się na mnie, a Herkules na ciebie".

A czy nie dostrzegasz, Balbusie, jak daleko sięga to, coś mówił o niebie i o gwiazdach? Otóż twoim zdaniem bóstwem jest i słońce, i księżyc, z których pierwsze Grecy mają za Apollina, a drugi za Dianę. Jeśli księżyc jest bóstwem, to jest nim także jutrzenka; a i inne gwiazdy, tak błędne, jak stałe, zajmą miejsce wśród bogów. A dlaczego tęcza nie miałaby być zaliczona do bóstw? Jest wszak piękna. (Ze względu na mający szczególną przyczynę piękny wygląd uważana jest za córkę Taumasa). Ale jeśli przyznasz naturę boską tęczy, to co zrobisz z chmurami? Bo tęcza tworzy się przecież z chmur, w pewien sposób zabarwionych. Jedna z chmur miała nawet zrodzić centaurów. Jeżeli jednak pośród bogów umieścisz chmury, to niezawodnie trzeba tam zaliczyć burze, które zresztą w zwyczajach ludu rzymskiego są już uświęcone. Z kolei winno się uznać za bóstwa deszcze, ulewy, nawałnice i wichry. Przynajmniej nasi wodzowie udając się na morze mają zwyczaj składać ofiary morskim bałwanom.

Dalej, jeśli imię Cerery pochodzi od wyrazu gerere, czyli wydawać płody (boś tak mówił), to i sama ziemia jest bóstwem (i rzeczywiście poczytuje się ją za bóstwo; bo cóż innego, jak nie ziemię uosabia bogini Tellus?). Skoro zaś ubóstwiacie ziemie, trzeba ubóstwić także morze, o którym wspomniałeś pod imieniem Neptuna, oraz rzeki i źródła. Toteż Masso Korsykański poświęcił kaplicę Źródła, a w modlitwach augurów mamy wzmianki o Tybrze, Spinonie, Anemonie, Nodinusie i o innych pobliskich rzekach. Albo więc rozciągnie się to do nieskończoności, albo nie przyjmiemy z tego nic. Jednakże nie możemy zgodzić się na takie nieskończone rozszerzanie zabobonu; nie powinniśmy więc przyjmować nic z tych rzeczy.

Trzeba wystąpić, Balbusie, także przeciwko tym, którzy mówią, że święcie i pobożnie czczeni przez nas wszystkich bogowie zostali wzięci do nieba sporniedzy ludzi (oczywiście wzięci nie w dosłownym znaczeniu, a w przenośnym). Przede wszystkim tak zwani teologowie wymieniają trzech Jowiszów, z których pierwszy i drugi przyszli na świat w Arkadii. Ojcem jednego z nich, który—jak wieść niesie — zrodził Prozerpinę i Libera, był Eter; a ojcem drugiego — Celus. Córką tego drugiego Jowisza ma być podobno Minerwa, którą wskazuje się jako wynalazczynię i twórczynię wojny. Trzeci Jowisz, syn Saturna, ma pochodzić z wyspy Krety, gdzie też pokazują jego grobowiec. Grecy wymieniają też wielu Dioskurów. Trzej pierwsi, Tritopatreus, Eubuleus i Dionizus, zwani w Atenach Anaktami, mają być dziećmi najdawniejszego króla Jowisza i Prozerpiny. Drudzy, Kastor i Polluks, zostali zrodzeni przez trzeciego Jowisza i Ledę. Trzeci, Alko, Melampus i Ewiolus, jak ich niektórzy nazywają, mieli za ojca Atreusza, syna Pelopsa.

Z kolei cztery pierwsze muzy, Telksinoe, Aede, Arche i Melete, są rzekomo córkami drugiego Jowisza. Drugie dziewięć przyszły na świat z trzeciego Jowisza i Mnemozyny. Trzecie, znane w tej samej liczbie i pod tymi samymi imionami, co poprzednie, a nazywane przez poetów Pierydami lub Pieriami, zrodziły się z trzeciego Jowisza, czyli Piera, i Antiopy. Podczas gdy ty mówiłeś, że słońce jest jedno, solus, jakże wielu bogów pod tym imieniem wymieniają teologowie ! Jeden z nich jest synem Jowisza, a wnukiem Etera; drugi — synem Hiperiona; trzeci — synem Wulkana, którego ojcem był Nil (temu to bogu słońca ofiarowali Egipcjanie miasto zwane Heliopolis); czwarty urodził się podobno w czasach bohaterskich z Akanto na wyspie Rodos i był ojcem Jalisa, Kamirusa i Lindusa, od których pochodzą Rodyjczycy; piąty zaś, jak opowiadają, miał zrodzić w Kolchidzie Eetę i Cyrce.

Bardzo wielu jest też Wulkanów. Pierwszy — ten, co z Minerwą zrodził Apollina i podług dawnych historyków ma w swej pieczy Ateny — jest synem Celusa. Drugi, którego Egipcjanie zwą Opasem i uważają za opiekuna swego kraju, ma za ojca Nila. Trzeci, który podobno był na Lemnos przełożonym kuźni, urodził się z trzeciego Jowisza i Junony. Czwarty, syn Memaliusza, władał położonymi w pobliżu Sycylii wyspami znanymi pod nazwą Wulkanij.

Jeden z Merkurych, urodzony z ojca Celusa i matki Dies, był tak pobudliwy, że podobno na widok Prozerpiny zapałał zupełnie bezwstydną żądzą cielesną. Drugi, syn Walensa i Foronidy, mieszka pod ziemią i nazywa się także Trofoniuszem. Trzeci, który — jak wieść niesie — miał zrodzić z Penelopą Pana, jest synem trzeciego Jowisza i Mai. Czwarty — to syn Nila; wymawianie jego imienia uważają Egipcjanie za grzech. Piąty, którego czczą Feneaci, zabił, jak mówią, Argusa, a uciekłszy z tej przyczyny do Egiptu, nadał Egipcjanom prawa i nauczył ich sztuki pisania. Egipcjanie nazywają go Theyt, przy czym imieniem tym określają także pierwszy miesiąc roku.

Pierwszy z Eskulapiów, czczony przez Arkadyjczyków, wynalazł rzekomo sondę i zapoczątkował opatrywanie ran. Drugi Eskulap był bratem drugiego Merkuriusza; trafiony przez piorun, został podobno pochowany w Cynosurach. Trzeci, syn Arsippusa i Arsinoe, po raz pierwszy — jak słychać — zastosował przeczyszczanie żołądka i wyrywanie zębów; grobowiec jego i poświęcony mu gaj pokazują w Arkadii niedaleko od rzeki Lusius. Najdawniejszym z Apollinów jest ten, o którym nieco wyżej mówiłem, że jest synem Wulkana i że sprawuje pieczę nad Atenami. Drugi jest synem Korybasa i urodził się na Krecie; jak mówią, miał on o tę wyspę walczyć z samym Jowiszem. Trzeci, urodzony z trzeciego Jowisza i Latony, miał z okolic hiperborejskich przywędrować do Delf. Czwarty jest znany w Arkadii, gdzie nazywają go Nomiosem, ponieważ Arkadyjczycy utrzymują, że od niego otrzymali swe prawa.

Podobnie mamy wiele Dian. Pierwsza jest córką Jowisza i Prozerpiny, która miała urodzić skrzydlatego Kupidyna. Więcej znana jest druga Diana, o której słyszymy, że jest córką trzeciego Jowisza i Latony. Trzecia według podania przyszła na świat z ojca Upisa i matki Glauce. Grecy często ją nazywają ojcowskim imieniem Upis. Znamy także wielu Dionizosów. Pierwszy urodził się z Jowisza i Prozerpiny. Drugi z Nila, o którym powiadają, że zabił Nisę. Trzeci — to syn Kabirusa. Mówią o nim, że jako król sprawował władzę nad Azją. Na jego to cześć ustanowiono Święta Sabazyjskie. Czwarty, syn Jowisza i Luny, to ten, na którego cześć odprawia się orfickie obrzędy. Piąty, urodzony z Nizusa i Tiony, rzekomo ustanowił Święto Trieteridów.

Pierwsza Wenus, której świątynię mamy w Elidzie, jest córką Celusa i Dies. Druga, stworzona z piany morskiej, miała z Merkurym zrodzić drugiego Kupidyna. Trzecia, córka Jowisza i Diony, została żoną Wulkana, lecz —jak mówią — miała z Marsem Anterosa. Czwarta, wydana na świat przez Syrię i Cypra, nazywa się także Astarte i według podania wyszła za Adonisa. Pierwszą Minerwą jest ta, o której wyżej powiedziałem, że była matką Apollina. Druga — to córka Nila, której Egipcjanie oddają cześć w Sais. O trzeciej mówiłem poprzednio, że została spłodzona przez Jowisza. Czwarta ma być zrodzona przez Jowisza i Koryfę, córkę Oceanusa; Arkadyjczycy nazywają tę Minerwę Kopia i uważają za wynalazczynię czworokonnego wozu. Piąta, córka Pallasa, którą przedstawia się ze skrzydełkami u nóg, miała zabić swojego ojca, gdy usiłował odebrać jej dziewictwo.

Pierwszy Kupidyn był podobno synem Merkuriusza i pierwszej Diany; drugi — synem Merkuriusza i drugiej Wenery; trzeci, zwany także Anterosem, miał za rodziców Marsa i trzecią Wenerę. Te oto i inne tego rodzaju rzeczy zebrane zostały z dawnych podań greckich. Sam rozumiesz, że trzeba im się przeciwstawić, aby nie zniszczyły religii. Lecz wasi zwolennicy nie tylko nie zwalczają tych baśni, ale nawet je umacniają, tłumacząc, do czego każda z nich się odnosi. Jednakże wróćmy już do tego, od czegośmy się tutaj oddalili.

Myślisz więc, że do zbicia tych twierdzeń potrzebne jest jakieś wnikliwe dowodzenie? Zdajemy sobie sprawę, że mądrość, wierność, nadzieja, męstwo, cześć, zwycięstwo, pomyślność, zgoda i inne tego rodzaju wyrazy oznaczają pewne rzeczy, a nie bogów. I albo znajdują się one w nas samych, jak mądrość, nadzieja, wierność, męstwo i zgoda, albo są dla nas pożądane, jak cześć, pomyślność i zwycięstwo. Widzę użyteczność tych rzeczy, widzę także wzniesione im posągi, ale że tkwi w nich jakaś moc boska, uwierzę dopiero wtedy, kiedy zostanę o tym przekonany. W największym stopniu dotyczy to zwłaszcza Fortuny, której nikt nie wyobraża sobie inaczej, jak zmienną i niestałą, co na pewno nie jest godne bogini.

I cóż przyjemnego doprawdy znajdujecie w wykładaniu tych bajek i w objaśnianiu imion? To, że na przykład Celus został wytrzebiony przez syna, że także Saturn został uwięziony przez syna, i inne tegoż rodzaju opowieści tłumaczycie w taki sposób, iż ci, którzy je wymyślili, nie tylko nie wydają się bezrozumnymi, ale nawet robią wrażenie mędrców. Przy objaśnianiu zaś imion męczycie się tak, że wprost budzi to politowanie. Wywodzicie: „Imię Saturna pochodzi od tego, że nasyca się on (saturatse) latami; Mawors nazywa się tak dlatego, że dokonywa wielkich przewrotów (magna vertit); Minerwa — ponieważ zmniejsza coś (minuit) albo grozi czy obiecuje (minatur) ; Wenus — ponieważ daje się nakłonić (venit) do wszystkiego; imię Cerery zaś wywodzi się od wydawania płodów (a gerendo)". Jakże niebezpieczny to nałóg! Albowiem wiele imion wprawi was w zakłopotanie. Co poczniesz z Wejowiszem, co z Wulkanem? A zresztą — skoro uważasz, że Neptun został tak nazwany od pływania, a nando — nie ma takiego imienia, którego pochodzenia nie mógłbyś wyjaśnić na podstawie jakiejś jednej litery! Wydaje mi się jednak, że pływasz tutaj lepiej od samego Neptuna!

Ażeby uzasadnić zmyślone bajeczki i podać przyczyny, dla których każde z imion bogów zostało ukształtowane tak, a nie inaczej, wielce uciążliwy a zupełnie niepotrzebny trud podjął najpierw Zenon, potem Kleantes, a wreszcie Chryzyp. Czyniąc to przyznajecie przynajmniej, iż sprawa przedstawia się całkiem odmiennie, niż mniemają ludzie; bo pojęcia, które nazywamy bogami, oznaczają przyrodzone właściwości różnych rzeczy, a nie postacie bogów. W tych urojeniach posunięto się tak daleko, że nawet szkodliwym rzeczom nie tylko nadano imiona, ale ustanowiono na ich cześć obrzędy religijne. Jak wiemy bowiem, na Palatynie poświęcono kaplicę Febrze, przy świątyni Larów — Orbonie; na wzgórzu Eskwilińskim zaś mamy ołtarz Nieszczęścia.

Wszelkie tego rodzaju urojenia winny być usunięte z filozofii, abyśmy rozprawiając o bogach nieśmiertelnych mówili tylko to, co jest ich godne. Mam swój własny pogląd na sprawę bogów, lecz w niczym nie mogę zgodzić się z twoim poglądem. Neptun jest, twoim zdaniem, obdarzonym mądrością duchem ożywczym, co przenika morze. Podobnie mówiłeś też o Cererze. Ale tej mądrości morza czy ziemi nie tylko nie mogę zrozumieć, lecz nawet nie jestem w stanie podejrzewać. Dlatego — aby się dowiedzieć, że bogowie istnieją, i poznać, jakie mają właściwości — muszę zwrócić się gdzie indziej. Tak jak ty przedstawiasz bogów...

Rozważmy teraz następne zagadnienia: najprzód, czy opatrzność bogów sprawuje rządy nad światem, a potem, czy bogowie troszczą się o sprawy ludzkie. Bo zgodnie z twym podziałem pozostają mi jeszcze te dwie części i sądzę, że—jeśli pozwolicie — należałoby zastanowić się nad nimi dokładniej. — Naprawdę bardzo mi się to podoba — rzekł Wellejusz. — Bo z jednej strony spodziewam się jeszcze ważniejszych rzeczy, a z drugiej strony całkowicie przystaję na to, coś powiedział. A na to Balbus: Nie chcę ci przerywać, Kotto. Lecz znajdziemy jeszcze inną sposobność, a wtedy na pewno doprowadzę do tego, że przyznasz mi słuszność. Ale...

[...] [Kotta"> ... nie powinno się rozprawiać o tym publicznie, aby tego rodzaju rozprawy nie zniweczyły przyjętych ze względu na dobro państwa wierzeń religijnych ... (Laktancjusz: Ustanowienia Boże — Institutiones divinae, ,,. ... nie możemy dać się przez to nakłonić do uwierzenia, iż owa nieśmiertelna i najdoskonalsza istota jest podzielona na płci ..... czy opatrzność bogów sprawuje rządy nad światem ... [...] . dowód, który opiera się na obfitości przydatnych nam rzeczy... dowód, który opiera się na porządku w kolejnym następowaniu różnych okresów czasu i na nieodmienności zjawisk niebieskich ...... o dowodach Chryzypa, o porównaniu pięknie urządzonego domu do piękności świata, o zgodności i harmonii w całym świecie. ... ... o sile ognistej i o tym cieple, z którego wszystko wzięło swój początek ...... czy wszechświat jako całość oraz słońce, księżyc i gwiazdy mają czucie i rozum .... ... o ciałach niebieskich potrzebujących pożywienia ... ... o naturze postępującej według zasad sztuki... świat nie jest zbudowany przez bogów, ale ukształtowany przez naturę ...

Najpierw tedy nie można przyjąć, że ową substancję, z której powstały wszystkie rzeczy, stworzyła boska

opatrzność; trzeba natomiast zgodzić się, że substancja ta miała i ma swą własną moc i sobie właściwą naturę. Jak więc cieśla, mający zamiar coś budować, nie wytwarza sam potrzebnego mu materiału, a używa już gotowego, jak rzeźbiarz używa gotowego już wosku, tak i opatrzność boska musiała posługiwać się nie przez siebie stworzoną, ale gotową już materią. Jeśli zaś bóstwo nie stworzyło materii, to nie stworzyło również ani ziemi, ani wody, ani powietrza, ani ognia *.

... węże rodzą się z rdzenia znajdującego się w zwłokach zwierzęcych; o Lacedemończyku Kleomenesie (?) ... czy bogowie troszczą się o sprawy ludzkie ..... jeśli Bóg stworzył wszystko dla dobra ludzi) to dlaczego zarówno w morzu, jak i na ziemi znajduje się wiele rzeczy szkodliwych, zgubnych i wprost zabójczych dla nas? Nie znający rzeczywistości stoicy nierozumnie to odrzucili. Powiadają oni bowiem, że pośród różnych stworzeń, a zwłaszcza pośród zwierząt, jest wiele takich, których użyteczność, chociaż nie jest —jak dotąd — znana, będzie jednak z biegiem czasu odkryta, tak jak z konieczności i potrzeby odkryte zostały rozliczne rzeczy, w poprzednich wiekach nie znane. Ale jakąż korzyść uzyskać można od myszy, moli i żmij, które są przykre i zgubne dla człowieka? Czy może jest w nich jakiś zbawienny lek? Jeśli tak, to niechże raz wreszcie będzie odkryty. Chodzi tu, ma się rozumieć, o lek przeciwdziałający rzeczom szkodliwym, chociaż to, o co troszczą się stoicy, jest szkodliwe w samej swojej istocie. Podobno żmija spalona i rozproszkowana na popiół jest lekiem na ukąszenie tegoż gadu; lecz o ileż lepiej byłoby, gdyby żmije w ogóle nie istniały, niż Żeby dostarczały środka leczniczego przeciwdziałającego sobie samym. ... Bóg albo chce zniszczyć zło, lecz nie może, albo może, lecz nie chce, albo nie chce i nie może, albo chce i może. Jeżeli chce, ale nie może, to jest bezsilny, co nie odnosi się do Boga. Jeśli może, lecz nie chce, to jest zawistny, co także jest zupełnie obce Bogu. Jeżeli nie chce i nie może, to jest i zawistny, i bezsilny, a przeto nie jest Bogiem. Jeśli zaś chce i może, co jedynie stosuje się do Boga, to skąd się bierze zło albo dlaczego Bóg go nie wyniszcza? (Laktancjusz: O gniewie Bożym,

. . . ludzie przewyższają wszystkie zwierzęta . . .

Nigdy się tak nie stanie! Wielki się spór tutaj toczy.
Mamże go błagać pokornie i prosić tak przymilnie?

Czy nie wydaje się, że rozumuje ona źle i że przygotowuje sobie straszną zgubę? A jaką przemyślnością tchną słowa następujące:

Jeśli ktoś mocno chce, zdobywa, czego pożąda,

który to wiersz jest dla niej źródłem wszelkiego zła.

Z przewrotną myślą dał on mi dzisiaj do ręki zawory.
Otworzę je, upust gniewowi dam wolny i jemu nieszczęście,
Smutek i zgubę zgotuję, a sobie wygnanie i żałość.

Zaiste! Takiego rozumu, o którym wy mówicie, że jako dobrodziejstwo bogów został dany jedynie ludziom, zwierzęta nie mają.

Czy widzisz więc, jakim to darem zaszczycili nas bogowie? A oto ta sama Medea, uciekając od ojca i uchodząc z ojczyzny,

gdy ojciec
W pogoni już zbliża się do niej i prawie gotów ją schwytać,
Chłopca świadomie zabija, kolejno odcina mu członki
I wokół rozrzuca po polu; a czyni to tylko dlatego,
By ojca zbieraniem tych członków synowskich na polu zatrzymać,
A samej tymczasem uciekać; by żal mu przeszkodził ją ścigać
I aby przez brata zabójstwo zyskać dla siebie ratunek.

Nie brakowało więc jej ani zbrodniczości, ani rozumu. Cóż? A ów człowiek [Atreusz] przygotowujący bratu straszliwą ucztę — czyż nie uknuł swej zbrodni, rozumnie obmyślając cały jej plan?

Większe sprawie nieszczęście i zła większego dokonam,
By srogie jego serce poskromić i skruchą napełnić.

Ale nie można pominąć i tego drugiego,

Który nie dosyć miał jeszcze, że uwiódł swoją bratową.

Atreusz dobrze i jak najsłuszniej mówi o tym:

...spośród największych występków najbardziej, jak sądzę,
Niebezpiecznym jest ten, że matki królewskie się plamią,
Ród królewski bezczeszczą i obcą krew doń mieszają.

Jak zaś chytrze postępował ten, co przez cudzołóstwo dążył do panowania, widzimy z następujących słów Atreusza: Dodam tu, że ojciec niebian znak mi zesłał
I zapowiedź utwierdzenia mego władztwa:
Jagnię, złotym runem jaśniejące w stadzie.
Otóż Tiestes ośmielił się kiedyś wykraść je z zamku,
A do pomocy przybrał sobie moją żonę.

Czy nie wydaje ci się, że ten Tiestes popełniając bardzo wielką niegodziwość wykazał się jednocześnie nader wielkim rozumem? Mnóstwo takich zbrodni widzimy nie tylko na scenie, lecz niemal jeszcze większe spotykamy w życiu codziennym. Wiadomo w każdym domu, wiadomo na forum, wiadomo w senacie, na Polu Marsowym, wśród sprzymierzeńców i w prowincjach, że rozumu można używać tak do celów dobrych, jak i do złych, oraz że pierwszym sposobem korzysta z rozumu niewielu ludzi i rzadko, a drugim sposobem większość i bardzo często. I może gdyby bogowie nieśmiertelni wcale nie dali nam rozumu, byłoby lepiej niż przy obecnym stanie rzeczy, gdy mamy rozum, który potrafi doprowadzić do tak wielkich nieszczęść. Sprawa wygląda z nim tak, jak z podawaniem wina chorym: ponieważ rzadko im pomaga, a częściej szkodzi, lepiej jest zupełnie im go nie dawać, aniżeli kierując się niepewną nadzieją pożytku wpadać w oczywiste nieszczęście. Toteż nie wiem, czy istotnie nie byłoby lepiej, gdyby ta żywa zdolność pojmowania, ta bystrość i roztropność, którą nazywamy rozumem, a która dla wielu jest zgubna, a dla bardzo niewielu zbawienna, nie została w ogóle udzielona rodzajowi ludzkiemu niż dana tak hojnie i tak obficie.

Jeżeli więc mądrość i wola boska przejawiła swą troskę o ludzi w tym, iż obdarzyła ich rozumem, to w rzeczywistości zatroszczyła się tylko o tych, których obdzieliła prawym rozumem, a których, jeżeli w ogóle istnieją, jest bardzo mało. Ale twierdzenie, że bóstwa nieśmiertelne dbają jedynie o tak małą garstkę ludzi, jest nie do przyjęcia. Idzie za tym więc, że nie dbają zgoła o nikogo. Na ten zarzut macie zwyczaj odpowiadać tak: okoliczność, że wielu ludzi opacznie korzysta z dobrodziejstw boskich, nie dowodzi jeszcze, że bogowie nie opiekują się nami jak najżyczliwiej; wszak jest też wielu takich, którzy źle używają odziedziczonej po ojcu spuścizny, choć nie znaczy to, że nie doznali oni dobrodziejstwa od swych ojców. Któż temu zaprzeczy? Ale jakież jest podobieństwo między porównanymi tu rzeczami? Bo i Dejanira nie chciała zaszkodzić Herkulesowi, kiedy dawała mu tunikę skropioną krwią centaura; a człowiek, co Jazonowi z Fer otworzył mieczem wrzód, którego nie mogli uleczyć lekarze, bynajmniej nie chciał temu Jazonowi dopomagać. Jakoż wielu pragnąc zaszkodzić dopomogło, a pragnąc pomóc zaszkodziło. Z tego więc, co się daje, nie można jeszcze poznać chęci dawcy; a gdy obdarowany dobrze używa daru, nie oznacza to jeszcze, że dawca udzielił mu go z życzliwości.

Jakież to wszeteczeństwo, jakiż wyczyn chciwości, jakiż występek może być uknuty bez obmyślenia planu albo dokonany bez udziału myśli i rozeznania, to jest bez udziału rozumu? Albowiem wszelki pomysł wywodzi się z rozumu: z prawego rozumu, jeśli pomysł jest rzetelny, i z niegodziwego rozumu, jeśli jest zły. Otóż od bóstwa mamy jedynie sam rozum, jeżeli istotnie go mamy; to zaś, czy jest to rozum prawy, czy też niegodziwy, pochodzi od nas. W każdym razie bogowie nie dali człowiekowi rozumu tytułem dobrodziejstwa, jak się przedstawia rzecz z pozostawionym przez ojca dziedzictwem. Bo cóż innego musieliby bogowie dać ludziom, gdyby chcieli im szkodzić? A z jakich źródeł wypływałaby niesprawiedliwość, nieumiarkowanie i bojaźń, gdyby podłożem tych wad nie był rozum? Dopiero co wspomniałem o Medei i Atreuszu, postaciach z czasów bohaterskich, podstępnie i z wyrachowaniem obmyślających niegodziwe zbrodnie.

No, a czyż bez rozumu byłyby możliwe lekkomyślne żarty komedyj? Czy nie dość przenikliwie rozumuje tamten z Eunucha: „Cóż tedy pocznę? ... Wygnała, a teraz przyzywa. Nie pójdę, choćby błagała".
A drugi znowu zwyczajem akademików nie waha się w Synefebach zwalczać przy pomocy dowodów rozumowych powszechnie przyjętego poglądu, utrzymując, że: Kto jest zakochany i znajdzie się w nędzy, temu przyjemnie
Mieć ojca skąpego i nieużytego zupełnie dla dzieci,
Który cię ani nie kocha, ani też nie dba o ciebie.

 

A dla poparcia tego osobliwego poglądu przytacza takie oto dowodziki:

Albo zataisz przed nim wpłacone przez kogoś odsetki,
Albo uzyskasz coś przez podrobienie listu,
Albo nastraszysz tchórza za pośrednictwem sługi.
A jak przyjemnie roztrwonić to, co wyłudzisz od skąpca!

Tenże twierdzi, że zakochanemu synowi niewygodnie jest mieć ojca przystępnego i hojnego: Nie oszukam go w żaden sposób i nic mu nie porwę.
Nie wiem również, jakiego podstępu i jakiej chytrości
Użyć do niego: wszystkie me podejścia, wybiegi
I pomysły niweczy wielka ojcowska życzliwość. Cóż więc? Czy te oszustwa, podstępy, wybiegi i podejścia są możliwe bez udziału rozumu? O, znakomity darze bogów! Przy twojej to pomocy Formio mógł powiedzieć: Daj no tego starca! Plan już w sercu mym dojrzał.

 

Ale wyjdźmy z teatru i chodźmy na forum. Oto pretor zajmuje swoje miejsce. Kogóż on będzie sądził? Okazuje się, że podpalacza archiwum. Jakież przestępstwo może być lepiej zatajone? Ale Kwintus Sosjusz, znakomity rycerz rzymski z krainy piceńskiej, przyznał się do tego czynu. Następnym podsądnym jest fałszerz rachunków publicznych. Przestępstwo to popełnił Lucjusz Alenus, który podrobił podpisy sześciu najznakomitszych osób. Czy jest ktoś przebieglejszy od tego człowieka? Przyjrzyj się innym sprawom: o złoto z Tolossy, o sprzysiężenie Jugurty. Z dawniejszych przypomnij sobie na przykład sprawę Tubulusa o przyjęcie łapówki w związku z wyrokiem sądowym; albo z późniejszych weź na przykład sprawę o pogwałcenie ślubu czystości wszczętą na wniosek Peduceusza. Przypomnij również przestępstwa zwyczajne, jak zdradzieckie mordy, otrucia, okradanie skarbu publicznego oraz sprawy o fałszowanie testamentów rozpatrywane na podstawie nowego prawa. Stąd to wywodzi się owa znana formuła oskarżenia: „Oświadczam, że za twoją sprawą i za twoim zamysłem została popełniona kradzież"; stąd tyle procesów o złą wiarę w opiece, zleceniach, spółkach, powierzaniu mienia i tyle innych przestępstw, które przeciw dobrej wierze popełniane są przy kupnie-sprzedaży, dzierżawie, najmie; stąd publiczne skargi sądowe w sprawach prywatnych, ustanowione przez prawo Letoriusza; stąd będące jakby siecią do łowienia wszelkich niegodziwości skargi o podstępne działanie, wprowadzone przez mego przyjaciela Gajusa Akwilliusza, przy czym tenże Akwilliusz rozumiał przez podstępne działanie takie wypadki, kiedy jedno udawano, a drugie czyniono.

Mamyż tedy uważać, że ten tak płodny posiew zła jest dziełem bogów nieśmiertelnych? Bo jeżeli bogowie dali ludziom rozum, to dali im również zdradliwość. Przewrotne bowiem i podstępne użycie rozumu na czyjąś szkodę jest zdradliwością. Ci sami bogowie dali im też oszustwa, występki i inne tym podobne rzeczy, z których żadnej nie można ani zamierzyć, ani dokonać bez rozumu. Jak więc życzyła owa starucha, Iżby w gaju na Górze Pelion nie były spadły
Na ziemię pod ciosami siekier wyniosłe jodły! — tak oby i bogowie nigdy nie byli dali ludziom tej przemyślności! Wszak nader niewielu używa jej na dobre, a i ci bywają często gnębieni przez używających jej na złe. Natomiast bardzo wielu korzysta z tej przemyślności w sposób niegodziwy, tak iż odnosi się wrażenie, że bogowie udzielili ludziom daru rozumu i mądrości dla celów występnych, a nie gwoli czynienia dobra.

Ale wy aż do uprzykrzenia powtarzacie, że winę ponoszą tu ludzie, a nie bogowie. Gdyby lekarz składał winę na srogość choroby, a sternik na gwałtowność burzy, to — choć są oni tylko mało znaczącymi ludźmi — zostaliby jednak wyśmiani: „Któż by cię potrzebował — mógłby im ktoś powiedzieć — jeśliby nie było tego niebezpieczeństwa?" Tym słuszniej można by wystąpić z zarzutem w stosunku do bóstwa: „Mówisz, że wina leży w wadach człowieka? Trzeba było dać ludziom taki rozum, który by wyłączał wady i winę!" Jak więc doszło do tego, że bogowie popełnili omyłkę? Bo dziedzictwo pozostawiamy w nadziei, że oddajemy je w dobre ręce; i tu pomyłka jest możliwa. Ale jak może pomylić się bóstwo? Gzy tak, jak pomylił się bóg słońca Sol, kiedy do wozu słonecznego wziął swojego syna Faetona? Lub tak, jak pomylił się Neptun, gdy pozwolił synowi swemu Tezeuszowi prosić o trzy rzeczy, a ten zażądał zguby Hipolita?

Lecz są to zmyślenia poetów, my zaś pragniemy być filozofami i mówić o rzeczywistości, a nie powtarzać bajki. Atoli nawet o tych poetyckich bogach można byłoby powiedzieć, że zawinili w swoich dobrodziejstwach, gdyby wiedzieli, że będą one zgubne dla ich synów. Jeżeli prawdą jest to, co zwykł często mawiać Aryston z Chios, a mianowicie, że filozofowie wyrządzają szkodę tym swoim uczniom, którzy opacznie rozumieją ich dobrą naukę (bo i ze szkoły Arystypa mogą wychodzić marnotrawcy, i ze szkoły Zenona zgryźliwcy) — krótko mówiąc, jeżeli słuchacze wyszliby ze szkół zepsuci, gdyż opacznie pojęliby wykłady filozofów, to lepiej byłoby, gdyby ci milczeli, niźli szkodzili swoim uczniom.

Podobnie jeśli ludzie dla celów zbrodniczych i niegodziwych nadużywają danego im przez bogów nieśmiertelnych w dobrym zamiarze rozumu, lepiej byłoby, gdyby bogowie wcale go nie udzielili rodzajowi ludzkiemu. Jak lekarz wielce by zawinił, gdyby wiedział, że chory, któremu zalecił przyjmować nieco wina, będzie je pił nie rozcieńczone wodą i wnet umrze, tak i ta wasza opatrzność powinna być zganiona, że dała rozum tym, o których wiedziała, że będą go używać opacznie i występnie. Chyba żebyście może powiedzieli, że nie wiedziała. O, gdyby tak było! Ale się nie odważycie, bo wiem dobrze, jak wysoko cenicie jej imię.

Lecz można już zamknąć całą tę sprawę. Jeśli bowiem głupota wedle zgodnej oceny ogółu filozofów jest złem większym od wszelkich nieszczęść wynikających z okoliczności zewnętrznych i od wszelkich dolegliwości cielesnych wziętych razem, a nikt nie dostępuje pełni mądrości, to wszyscy my, którzy waszym zdaniem jesteśmy przedmiotem jak najlepszej pieczy ze strony bogów, w rzeczywistości znajdujemy się w nader nieszczęsnym położeniu. Bo tak jak na jedno wychodzi to, że ktoś nie jest zdrów, i to, że ktoś nie może być zdrów, nie widzę również, jaką różnicę stanowi, czy ktoś nie jest mądry, czy nie może być mądry. Jednakże mówimy zbyt wiele o rzeczy, która jest jak najbardziej oczywista. Całe to dowodzenie, że bogowie nie dbają o ludzi, Telamon ujmuje w jednym wierszu: Bo gdyby dbali, dobrym byłoby dobrze, a złym źle; lecz obecnie tak nie jest.

Jeśli bogowie istotnie troszczyli się o rodzaj ludzki, powinni byli stworzyć wszystkich dobrymi albo przynajmniej otoczyć dobrych pewną opieką. Dlaczegoż tedy Punijczyk zwyciężył w Hiszpanii obu Scypionów, najdzielniejszych i najlepszych mężów? Dlaczego Maksymus musiał pochować syna, który był już konsulem? Dlaczego Hannibal zabił Marcella? Dlaczego Kanny przyniosły zgubę Paulusowi? Dlaczego ciało Regulusa musiało doświadczyć okrucieństwa Kartagińczyków? Dlaczego nie ochroniły Afrykańczyka ściany jego własnego domu? Lecz te i rozliczne inne podobne do tych wypadki należą do przeszłości. Zwróćmy uwagę na rzeczy nam bliższe. Dlaczego mój wuj Publiusz Rutilius, nader cnotliwy i wielce uczony mąż, znajduje się na wygnaniu? Dlaczego został zamordowany w swoim domu kolega mój Druzus? Dlaczego przed posągiem Westy zabito najwyższego kapłana Kwintusa Scewolę, który był wzorem umiarkowania i mądrości? Dlaczego poprzednio tylu znakomitych obywateli było zgładzonych przez Cynnę? Dlaczego najzdradliwszy ze wszystkich ludzi, Gajus Mariusz, mógł zmusić do śmierci Kwintusa Katulusa, męża niepospolitej szlachetności? Nie wystarczyłoby dnia, gdybym chciał wyliczać wszystkich dobrych, których spotkało nieszczęście; nie mniej czasu trzeba byłoby zużyć na przytoczenie niegodziwców, którym powodziło się jak najlepiej. Dlaczego mianowicie Mariusz tak szczęśliwie został po raz siódmy konsulem i jako starzec zmarł w swym domu? Dlaczego najokrutniejszy ze wszystkich ludzi Cynna mógł tak długo sprawować rządy? Powiesz, że jednak poniósł karę. Ale lepiej byłoby, gdyby go powstrzymano i nie dopuszczono, aby pomordował tylu najwybitniejszych mężów, niż żeby sam poniósł kiedyś karę. Wprawdzie Kwintus Wariusz, człowiek nader bezczelny, zginął w największych męczarniach i udręczeniu, lecz jeśli taka śmierć spotkała go za to, że mieczem zgładził Druzusa, a trucizną Metellusa, to lepiej było zachować go przy życiu, niż wymierzać mu karę za zbrodnie popełnione na tych ludziach. Dionizjusz był przez trzydzieści osiem lat tyranem najbogatszego i najszczęśliwszego państwa.

A jakże długo rządził przed nim w najbardziej kwitnącym mieście greckim Pizystrat! Lecz mówisz, że Falarys i Apollodorus zostali ukarani. Tak, ale przedtem wielu umęczyli i zamordowali. Wielu rozbójników również odbiera często karę, wszelako nie można powiedzieć, że gwałtowną śmiercią zginęło mniej napadniętych niż rozbójników. Jak wiemy, uczeń Demokryta Anagzarchus był zamęczony przez tyrana Cypru. Także Zenon z Elei zmarł w czasie tortur. A cóż mam powiedzieć o Sokratesie, którego śmierć opłakuję za każdym razem, gdy czytam Platona? Czyż tedy nie dostrzegasz, że wyrokiem bogów, jeśli w ogóle zwracają oni uwagę na sprawy ludzkie, różnice między ludźmi zostały zniesione?

W każdym razie cynik Diogenes zwykł był mawiać, że Harpalus, miany wówczas za szczęśliwego rozbójnika, jest dowodem przemawiającym przeciw bogom, ponieważ tak długo żył nie tracąc powodzenia. Wspomniany powyżej Dionizjusz złupiwszy świątynię Prozerpiny w Lokrach płynął do Syrakuz, a mając w tej podróży pomyślny wiatr szyderczo wołał: „Widzicie, przyjaciele, jak szczęśliwą żeglugą bogowie nieśmiertelni nagradzają świętokradców!" Myśl ta wydała się chytremu człowiekowi tak ponętna i tak olśniewająca, że odtąd trwał już przy niej stale. Gdy ze swą flotą przybił do Peloponezu i wszedł do świątyni Jowisza Olimpijskiego, zdjął z niego bardzo ciężki złoty płaszcz, w który kosztem zdobytych na Kartagińczykach łupów przystroił tego boga tyran Gelo. Przy tym kpił jeszcze, mówiąc, że złoty płaszcz jest na lato za ciężki, a na zimę zbyt chłodny, i narzucił na Jowisza płaszcz wełniany, powiadając, że ten nadaje się na każdą porę roku. Tenże Dionizjusz kazał odjąć Eskulapowi Epidauryjskiemu złotą brodę, gdyż —jak mówił — nie wypada synowi mieć brody, skoro ojciec był we wszystkich świątyniach bez brody.

Polecił także zabrać ze wszystkich świątyń srebrne stoły; a że dawnym greckim zwyczajem znajdował się na nich napis: „Własność dobrych bogów", oświadczył, że chce skorzystać z ich dobroci. Bez namysłu zabierał on złote figurki bogini Wiktorii, a także czary i wieńce, które posągi bogów trzymały w wyciągniętych rękach; twierdził przy tym, że przyjmuje te rzeczy, a nie zabiera, bo skoro błagamy bogów o dobrodziejstwa, byłoby głupotą nie chcieć wziąć od nich tego, co sami nam ofiarowują i podają. Jest pogłoska, że całą tę zdobycz ze świątyń kazał znieść na forum i sprzedać w drodze licytacji, a po otrzymaniu pieniędzy wydał rozkaz, by każdy, kto ma jakąś świętość, odniósł ją w oznaczonym terminie do właściwej świątyni. W ten sposób do zniewagi bogów dołączył krzywdę ludzi. Otóż ani Jowisz Olimpijski nie zabił go piorunem, ani Eskulap nie zniszczył i nie znękał jakąś ciężką długotrwałą chorobą: zmarł w swoim łóżku i został wyniesiony na stos mając pełnię władzy tyrańskiej, którą to władzę, zdobytą niegdyś w drodze zbrodni, przekazał synowi niby należące mu się zgodnie z prawem dziedzictwo.

Niechętnie zatrzymuję się w moim wywodzie na tych sprawach; może się bowiem zdawać, jakobym zachęcał do złych uczynków. Wrażenie takie byłoby uzasadnione, gdyby nie to, że czułe na czyny szlachetne i na występki sumienie ludzkie samo przez się, bez żadnego wpływu ze strony bogów, odgrywa tak poważną rolę. Jeżeliby się je zniszczyło, upadłoby wszystko. Bo zdaje się, że tak jak w domu albo w państwie nie może być żadnego porządku i karności, jeżeli nie stosuje się tam jakichś nagród za czyny dobre i kar za występki, również i boskie rządy nad światem na pewno nie mają w stosunku do ludzi żadnego skutku, jeśli nie rozróżniają jednostek dobrych i złych.

Lecz mówicie, że przecież bogowie nie wdają się w rzeczy mniej ważne, nie przejmują się ogródkami należącymi do poszczególnych ludzi ani zagonkami z uprawą winorośli; że Jowisz nie miał obowiązku zwracać uwagi na to, iż ktoś doznał szkody od posuchy lub gradu; że nawet w państwach królowie nie troszczą się o drobnostki.

Ujmujecie to tak, jak gdybym i ja uskarżał się przed chwilą na pozbawienie Publiusza Rutiliusa formiańskiej posiadłości, a nie na to, że utracił on szczęście osobiste. Zresztą, jeżeli chodzi o tę sprawę, to wszyscy śmiertelnicy mają przekonanie, że dobra zewnętrzne, jak winnice, pola pod uprawę zbóż, obfitość płodów i owoców, słowem wszelkie wygody i pomyślność życia otrzymali od bogów. Ale nikt nigdy nie przypuszczał, że od bogów dostał swą cnotę. I niewątpliwie jest to uzasadnione. Bo przecież mamy za rzecz słuszną, gdy chwalą nas za cnotę i gdy sami się nią chlubimy.

Nie byłoby tak, gdybyśmy uzyskali cnotę jako dar bogów, a nie mieli jej sami ze siebie. Rzeczywiście, gdy zyskamy nowe zaszczyty albo powiększymy majątek, gdy spotka nas przypadkiem jakaś inna korzyść lub kiedy unikniemy czegoś złego, dziękujemy bogom i bynajmniej nie przypisujemy tego naszej zasłudze. A czy kto dziękował kiedykolwiek bogom za to, że jest prawym człowiekiem? Natomiast zawsze dziękuje się za to, że się jest bogatym, że zostało się zaszczyconym godnościami, że się cieszy pomyślnością. Najlepszego zaś i największego Jowisza wzywa się nie po to, by uczynił nas sprawiedliwymi, powściągliwymi i mądrymi, lecz po to, by obdarzył nas zdrowiem, dobrobytem, bogactwem i dostatkiem.

Także Herkulesowi nikt nie ślubował nigdy dziesięciny z intencją, żeby zostać mądrym. Chociaż mówią, że Pitagoras, gdy odkrył w geometrii coś nowego, złożył muzom ofiarę z wołu, nie wierzę jednak temu, gdyż wiem, że nie chciał on zabić bydlęcia na ofiarę nawet dla Apollina Delijskiego, by nie opryskać krwią ołtarza. Otóż — żeby jednak wrócić do rzeczy — wszyscy śmiertelnicy są przekonani, że o dostatki trzeba zabiegać u bogów, a mądrość czerpać ze siebie samego. Aczkolwiek słusznie poświęcamy świątynie Mądrości, Męstwu i Wierności, to jednak wiemy, że cnoty te zawarte są w nas, podczas gdy o możność zapewnienia sobie pomyślności, zdobycia bogactwa, odniesienia zwycięstwa musimy prosić bogów. A więc powodzenie i pomyślność ludzi złych przeczy, jak mówił Diogenes, wszelkiej mocy i potędze bogów. Lecz wedle twych słów dobry los spotyka też niekiedy ludzi prawych.

Te właśnie wypadki podchwytujemy i bez żadnego powodu przypisujemy nieśmiertelnym bogom. Kiedy Diagoras — ten, co go zwą Ateuszem — przybył na Samotrację, jeden z jego przyjaciół odezwał się doń tak: „Ty, który sądzisz, że bogowie nie dbają o sprawy ludzkie! Czy takie mnóstwo obrazów nie wskazuje ci, jak wielu ludzi dzięki złożonym bogom ślubom ocalało z gwałtownych burz i szczęśliwie dotarło do portu?" Tamten zaś odpowiedział: „Tak jest. Ale to dlatego, że nigdzie nie namalowano tych, którzy rozbili się i zginęli na morzu!" Gdy zaś ten sam Diagoras odbywał podróż morską, przestraszeni złą pogodą i struchlali żeglarze zaczęli mówić, że słusznie ich to spotkało, ponieważ przyjęli na statek owego bezbożnika. Wtedy ten wyjaśnił im, że także wiele innych statków znalazło się w czasie tej podróży w przykrym położeniu, i zapytał, czy sądzą, że również i na tamtych okrętach płynie Diagoras. Bo rzecz przedstawia się tak, iż pomyślny lub niepomyślny los zupełnie nie zależy ani od tego, jaki jesteś, ani od tego, jakie prowadziłeś życie.

„Nie na wszystko — powiada — zważają bogowie, podobnie jak królowie". Gdzie tu jest podobieństwo? Bo królów obciąża się wielką winą, gdy zaniedbują coś świadomie; lecz bogów nie usprawiedliwia nawet nieświadomość. A jakże świetnie ich bronicie! Oto dowodzicie, że jeśli nawet jakiś zbrodniarz przez śmierć uniknął należnej mu kary, to bogowie mają moc nałożenia tej kary na jego dzieci, wnuków i dalszych potomków. O, przedziwna sprawiedliwości boska! Czy jakieś państwo ścierpiałoby twórcę takiego prawa, iżby za przestępstwo ojca lub dziadka miał być karany syn albo wnuk? Jaki cel przyświeca tępieniu Tantalidów? Albo też kiedy i jaka mianowicie kara
Będzie odpokutowaniem śmierci Mirtilusa?

Czy to poeci uwiedli stoików, czy stoicy okazali pomoc poetom — trudno mi powiedzieć; bo jedni i drudzy opowiadają rzeczy dziwne i karygodne. Jeżeli kogoś obraził jambicki utwór Hipponaksa albo jeśli ktoś poczuł się dotknięty wierszem Archilocha, to taki człowiek znosił ten ból z poczuciem, że to nie bogowie mu go zesłali, lecz nabawił się go sam. Kiedy zastanawiamy się nad rozpustą Egista lub Parysa, również nie upatrujemy przyczyny w bóstwie, bo słyszymy nieomal odgłos ich własnej winy. Co do mnie, uzdrowienie wielu chorych przypisuję raczej Hipokratesowi niż Eskulapiuszowi i nigdy nie powiem, że karność Lacedemończyków w państwie spartańskim pochodzi raczej od Apollina niż od Likurga. Twierdzę, że to Krytolaus zburzył Korynt, a Hazdrubal Kartaginę; oni to dwaj jak gdyby wyłupali owe oczy brzegowi morskiemu, a nie jakieś zagniewane bóstwo, o którym powiadacie, że w ogóle nie jest zdolne do gniewu.

Mogło ono przynajmniej wspomóc i ocalić tak wielkie i tak piękne miasta! Sami przecież zwykliście mawiać, że nie ma nic takiego, czego by bóstwo nie mogło dokonać i to zgoła bez utrudzenia; jak bowiem członki ludzkie poruszają się bez wysiłku przez samą tylko myśl i wolę, tak też wszystko może tworzyć się, poruszać się i zmieniać na sam rozkaz bogów. I nie mówicie tego w sposób zabobonny, po babsku, lecz na podstawie poważnego fizycznego dowodu. Albowiem nauczacie, że treść wszech rzeczy, substancja, z której wszystko się składa i w której wszystko się zawiera, jest całkowicie giętka i łatwo zmienna, tak iż można z niej bardzo szybko tworzyć wszelkie przedmioty oraz przy jej pomocy przekształcać je; że tę powszechnie występującą substancję stworzyła boska opatrzność, która też nią rządzi, i że gdziekolwiek się ta opatrzność zwróci, może dokonać wszystkiego, co tylko zechce. Z tej to nauki waszej można wnosić, iż albo nie wie ona, co może, albo nie dba o sprawy ludzkie, albo nie potrafi osądzić, co jest dla nas najlepsze.

Powiadacie: „Nie troszczy się ona o poszczególnych ludzi". Nic więc dziwnego, że nie troszczy się też o państwa, o narody i kraje. A jeśli nie dba także o nie, to cóż dziwnego, że nie dba i o cały rodzaj ludzki? Utrzymujecie, że bogowie nie we wszystko się wdają. Ale jak możecie równocześnie zapewniać, że bóstwa nieśmiertelne zsyłają i rozdzielają pomiędzy ludzi sny? (Mówię o tym z tobą dlatego, że wy wierzycie w prawdziwość snów). I jak możecie wraz z tym twierdzić, że trzeba bogom czynić ślubowani ? Przecież ślubowania składają bogom pojedynczy ludzie! Zatem opatrzność boska wysłuchuje także poszczególnych jednostek. Widzicie więc, że nie jest ona tak bardzo zajęta, jak myśleliście. Przypuśćmy jednak, że istotnie jest przeciążona pracą, że musi obracać niebo, czuwać nad ziemią i rządzić morzami. Dlaczegoż tedy dopuszcza, by tak wielu bogów nic nie robiło i oddawało się próżniactwu? Dlaczego zwierzchnictwa nad sprawami ludzkimi nie powierzy jakimś wolnym od zatrudnień bogom, o których wywodziłeś, Balbusie, że są wprost niezliczeni ? Oto, co mniej więcej miałem do powiedzenia o naturze bogów. A mówiłem to nie dlatego, iżbym przeczył istnieniu bogów, lecz żebyście poznali, jak ciemne jest to zagadnienie i z jakimi trudnościami łączy się jego wyjaśnienie.

Tymi słowy zakończył Kotta swoje rozważania. Wtedy zabrał głos Lucyliusz: Doprawdy zbyt gwałtownie napadłeś, Kotto — rzekł — na naukę stoików o opatrzności bogów, którą przecież ujęli oni tak, iż cechuje ją bardzo głębokie poszanowanie świętości oraz nader wielka roztropność. Ponieważ zbliża się już wieczór, wyznacz nam jakiś inny dzień, abym mógł udzielić ci odpowiedzi. Wszak walczę z tobą o ołtarze i święte ogniska, o świątynie i inne ofiarowane bogom miejsca, jak również o te mury, które wy kapłani uznajecie za nietykalne, chociaż przy pomocy religii umacniacie miasto lepiej niż przy pomocy murów. Odstąpienie od tej sprawy uważam za grzech i nie porzucę jej, póki mi stanie tchu!

A na to Kotta: Właśnie pragnę, Balbusie, abyś zbił me dowody. Co się zaś tyczy przedmiotu naszej rozmowy, to wolałem roztrząsać go, niźli wydawać jakiś stanowczy sąd, i jestem pewien, że rozprawienie się ze mną pójdzie ci łatwo. — Jużci! — dodał Wellejusz. — Jemu, który wierzy, iż nawet sny są nam zsyłane przez Jowisza! Jednakowoż i sny mają większe znaczenie niż stoickie wywody o naturze bogów. Po tych słowach rozeszliśmy się z tym, że Wellejuszowi więcej odpowiadał wywód Kotty, a mnie bliższym prawdy wydawało się ujęcie Balbusa.