Poganami są wszyscy, którzy potakują życiu, dla których Bóg jest wyrazem na wielkie Tak, potwierdzające wszystkie rzeczy. [Nietzsche]
Hymn o Artemidzie
Karty podstawowe
Kallimach
Artemidę opiewam, bo tak pieśniarzowi wypada.
Jej polowanie i łuk przyjemność sprawia nie lada,
Ją myśliwych orszaki i górskie bawią wycieczki.
Zacznę od tego, jak kiedyś, w wieku maleńkiej dzieweczki,
Siedząc na ojca kolanach tak szczebiotała do niego:
„Daj mi, ojcze kochany, dotrzymać panieństwa wiecznego,
Daj mi rozgłos tak wielki, bym nim przewyższyła i Feba,
Daj mi strzały i łuk. — Chwileczkę, tatusiu. Nie trzeba
Ani kołczanu, ni łuku; Cyklopi ukują mi strzały,
Oni sporządzą też łuk misternie wygięty, wspaniały.
Chiton natomiast krótki ze szlakiem mi daj i pochodnię,
Abym ścigała zwierzęta dzikie po kniejach swobodnie.
Daj mi młodziutkich Oceanidek sześćdziesiąt wokoło,
Dziewięcioletnich panienek .— niech ze mną się bawią wesoło.
Daj mi nimf amnizyjskich dwadzieścia, które mi w porę
Buty oczyszczą myśliwskie i troszczyć się będą o sforę
Psów, gdy na rysie lub szybkie jelenie polować przestanę.
Wszystkie góry mi przekaż, a miasto daj, w posiadanie,
Jakie uważasz; bo rzadko wracać będę do grodu.
W górach będę mieszkała; chyba gdy w czasie porodu
Wzywać mię będą niewiasty z bólu tracące swe siły,
Wtedy się zjawię z pomocą. Wszak Mojry tak zarządziły
W chwili moich urodzin, abym tę pomoc nosiła,
Jako że bólów ni cierpień nie znała matka ma miła
Ani gdy w ciąży chodziła, ani gdy mię porodziła,
Ale wcale nie cierpiąc, bez bólu i mąk mię powiła".
Tak powiedziawszy ojca uchwycić pragnęła za brodę,
Lecz wyciągała daremnie przez chwilę rączki swe młode,
Aż ją chwyciła. A ojciec z uśmiechem głaszcząc dziecinę
Głową skinął tak mówiąc: „Gdyby mi zawsze boginie
Takie dziatki rodziły, to mię nie wzruszałaby przecie
Zazdrość Hery i gniew jej. — Wszystko zabierz, me dziecię,
O co ty prosisz. O wiele więcej ci dać by przystało.
Dam ci grodów trzydzieści, bo jeden gród, to za mało,
Dam ci grodów, trzydzieści, które czcić będą na wieki
Ciebie wyłącznie i z twojej szczycić się będą opieki.
Wiele potrafisz ty miast oraz wysp, którymi obdarzę
Ciebie, wziąć w swą opiekę. We wszystkich zaś będą ołtarze
Artemidy i gaje jej święte. W twoje oddam władanie
Wszystkie drogi i porty". To powiedziawszy swe zdanie
Głowy skinieniem potwierdził. Już dziewczynka nie zwleka,
Idzie na Kretę, na górę lesistą, widoczną z daleka.
Stamtąd wprost na Ocean. Wiele zaś nimf tam wybrała
Dziewięcioletnich panienek bez skazy, jak chciała.
Cieszył się Kajrat wielki, cieszyła się Thetis z swej strony,
Mogąc dać w otoczenie swe córki córce Latony.
Potem szła do Cyklopów. Wszystkich na wyspie zastała,
Która zwie się obecnie Liparą, a wtedy się zwała
Meligunidą. Wokoło kowadeł Hefajsta tam stali
Tworząc z zapałem nad ogniem dzieło potężne ze stali.
Właśnie kończyli dla koni Posejdonowych poidła.
Mocno przelękły się nimfy widząc olbrzymie straszydła,
Równe górskim wieżycom, które wokoło oczami
Pojedynczymi świeciły potwornie niby tarczami
Z skóry wołowej poczwórnej. Działał okropnie też na nie
Wrzask dzwoniących kowadeł, miechów kowalskich igranie
Mocno dyszących; działało młotów potężnych zmaganie.
Grzmot ich Etna słyszała, słyszeli w Trinakii Sykanie,
Bliska Italia słyszała. A echo w Kyrnie ryczało,
Kiedy młoty ogromne podnosząc wysoko nad ciało
Lub obrabiając masę z pieca wyjętą i bryły
Wielkie żelaza, stękali okropnie zdwajając swe siły.
Oceanidki beztroskie spojrzeć im w oczy nie śmiały,
Huków i trzasków w kuźnicy stanowczo słyszeć nie chciały.
Nic w tym dziwnego; wszak nawet większe niebian dziewczęta
Na nich nie patrzą bez lęku i strachu (toć każdy pamięta).
Gdy bowiem matce swej dziecko niegrzecznym wyda się zgoła,
Wówczas dziecku na postrach matka Cyklopa zawoła:
Albo Argesa, lub Steropesa. Wtedy to snadnie
Hermes sadzą zbrudzony z ciemnej komory wypadnie,
Straszyć dziecko rozpocznie. A ono do matki odskoczy,
Kryje się w fałdach jej szaty, a w rączkach kryje swe oczy.
Ty zaś, dziewczynko, gdyś miała ledwie trzy latka, bez lęku,
Kiedy matka Latona ciebie trzymając na ręku
Szła do Hefajsta, by przyjąć od niego dary poznania,
Śmiało siadłszy na silne Cyklopa Brontesa kolana
Z piersi potężnej, włochatej skubałaś wytrwale mu włosy.
Tak do dnia dzisiejszego na piersi on plesz swój obnosi
Niby człowiek, któremu raz kiedyś lisia zaraza
Porost zniszczyła na skroniach, który się już nie odradza.
Tak poznawszy już dawniej olbrzymie Cyklopów postacie
Śmiało mówiłaś: „Cyklopi, zróbcie w kydońskim warsztacie
Dla mnie strzały i łuk, oraz kołczan do strzał wydrążony.
Przecież i ja, jak Apollo, dzieckiem jestem Latony.
Jeśli zaś kiedyś zwierzę samotne, olbrzymie ustrzelę,
Wtedy ten łup na posiłek Cyklopom chętnie przydzielę".
Rzekłaś. Oni spełnili twe prośby, a ty uzbrojona
Poszłaś natychmiast do Pana w Arkadii ustronia,
Aby psy sobie wybrać. Właśnie on krajał na sztuki
Rysia z Menalu, by nim rozpłodowe karmić już suki.
Bóg brodaty dwa psy półrasowe dał ci z rozkoszą,
Trzy z długimi uszami, jednego, co wiatry unoszą.
One na lwy się rzucając, gdy zęby wtopią im w skórze,
Żywcem potrafią je przywlec bez trudu na pańskie podwórze.
Dał ci ponadto psów siedem — z Kynurii to psów pokolenie —
Szybkich jak wiatr, co potrafią najlepiej ścigać jelenie
Oraz czujne zające. One też tropią dokładnie
Sarn legowiska i dzików albo gdzie łania wypadnie.
Stamtąd odchodząc wraz z psami, z dala ujrzałaś skaczące
Łanie u stóp Parrazjonu, niezmiernie twe oko nęcące.
One tam zawsze się pasły na brzegach ciemnego potoku,
Większe od byków — z rogami złotymi, pełnymi uroku.
Zaraz cię podziw ogarnął i wtedyś tak pomyślała:
„To na początek jest zdobycz dla Artemidy wspaniała".
Pięć ich było ogółem. Tyś cztery w pościgu chwyciła
Psami nie szczując, ażeby ta czwórka w zaprzęgu chodziła.
Piąta poprzez Keladont przed tobą uchodząc szalenie
Z woli Hery znalazła na wzgórzu keryńskim schronienie.
Tę miał Herakles dogonić, by trud swój ostatni wykonać.