Sąd Rzepeckiego

Total votes: 4079

Lech Brywczyński

Dramat w jednym akcie

MOTTO:

Po każdym spojrzeniu w niebo zostaje w oczach nieco błękitu.

Aleksander Kumor

OSOBY:
  • Hera
  • Atena
  • Afrodyta
  • Rzepecki

Poczekalnia dworca kolejowego: widać tylko jednego pasażera, który siedzi nieruchomo, z przymkniętymi oczami. Słychać typowe odgłosy dworca: zapowiedzi odjazdów, strzępy rozmów między pasażerami, nawoływania kolejarzy, stukot kół jadących pociągów itd.

Po chwili do poczekalni wchodzą trzy kobiety w antycznych, greckich szatach. Odnajdują wzrokiem siedzącego pasażera, zatrzymują się.

Hera: - Nie mam pojęcia, dlaczego Zeus kazał nam tu przyjść. W dodatku nie powiedział, co mamy robić.

Atena: - Może to i lepiej: zrobimy, co zechcemy. (spogląda badawczo na Rzepeckiego) Ciekawe kim jest ten człowiek... Nie wygląda na herosa, władcę czy wojownika. Jest jakiś taki ...zwyczajny.

Afrodyta: - Ja też nie widzę w nim nic ciekawego. (po namyśle) Wiecie co? Skoro nie mamy żadnego konkretnego zadania, to mogłybyśmy skorzystać z okazji... Bo przecież jesteśmy tutaj we trzy - tak jak wtedy, kiedy spotkałyśmy Parysa. Pamiętacie jabłko niezgody? Możemy jeszcze raz zrobić konkurs piękności!

Hera i Atena spoglądają ze zdziwieniem na Afrodytę.

Hera: - Jeszcze raz? A właściwie po co?

Afrodyta: - Tyle było gadania, że nie wygrałam zasłużenie, że niby przekupiłam Parysa... Chcę wygrać raz jeszcze; żeby potwierdzić, że naprawdę jestem najpiękniejsza.

Atena: - Też mi coś! Jesteś boginią miłości: uroda to jedyne co masz, pusta lalko! Daj sobie spokój!

Afrodyta: - Nie chcesz rewanżu? Wtedy przegrałaś...

Atena: - Nie chcę. Tym bardziej tutaj. Z nim w roli sędziego? (wskazuje na Rzepeckiego) Jestem boginią mądrości, a on nie wygląda na kogoś, kto miewa bliższe kontakty z wiedzą. Łatwo przewidzieć, że poleci albo na bezmyślną urodę (wskazuje na Afrodytę) albo na majątek. (wskazuje na Herę)

Hera: - O nie, moja droga, ja bardzo przepraszam! Nie sprowadzajmy wszystkiego do bogactwa! Boginie w wieku dojrzałym mają też inne walory... (po namyśle) Popieram pomysł Afrodyty, zróbmy ten konkurs.

Afrodyta: - (z radością, do Ateny) Jesteś przegłosowana! Przegłosowana!

Atena: - (z rezygnacją) Skoro nie mamy innego wyjścia... Zróbmy ten nikomu niepotrzebny konkurs.

Afrodyta: - Wspaniale! Był sąd Parysa, teraz będzie sąd tego... Jak on się właściwie nazywa? Podejdę i zapytam go... (chce iść w stronę siedzącego pasażera, ale Atena zastawia jej drogę ręką)

Atena: - Stój, nie ośmieszaj się! Czy on uwierzy, że jesteśmy boginiami, jeśli będziemy musiały go pytać o nazwisko?

Hera: - (do Ateny) Masz rację, to byłoby kompromitujące. (do Afrodyty, tonem łagodnego napomnienia) Moja droga, naucz się wreszcie korzystać ze wszystkich swoich boskich mocy. Ile razy ci o tym mówiłam!

Afrodyta: - Nauczę się, obiecuję...

Atena wyciąga dłoń przed siebie i wpatruje się w nią, jakby czytała.

Atena: - No i wiemy już wszystko - nazywa się Jan Rzepecki, obecnie mieszka w Gdyni, przedtem w Łodzi. Jest też adres, telefon, email, znaki szczególne... Są jakieś cyfry: nipy, pesele, regony... (opuszcza dłoń, spogląda na Herę i Afrodytę) Nieźle się spisują te duszki z obsługi technicznej. Od razu widać, że nasza baza danych jest na bieżąco aktualizowana.

Hera: - A zatem chodźmy do niego.

Atena: - Chwileczkę. (wyciąga dłoń ku górze i pstryka palcami - od tego momentu nie słychać już odgłosów dworca) Przecież nie możemy pozwolić na to, żeby ktoś tu wszedł i nam przeszkadzał.

Afrodyta: - Naucz mnie tego! Też chcę tak zatrzymywać świat!

Atena: - Po co? Ogłupiasz wszystkich tą swoją miłością, to ci nie wystarczy?

Hera: - Atena, znowu zaczynasz...

Atena: - Żartowałam. Dobrze, nauczę tę beksę. Kiedyś. W wolnej chwili.

Boginie wolnym krokiem podchodzą do pogrążonego w swoich myślach pasażera. Stają wokół niego, czekając aż na nie spojrzy. Kiedy pasażer mimo to ich nie zauważa, Hera trąca go lekko w ramię.

Hera: - Dzień dobry, panie Rzepecki.

Atena: - Serdecznie witamy.

Afrodyta: - Mamy do pana sprawę.

Rzepecki: - (zaskoczony) Do mnie? O co chodzi? (wstaje, kłania się, milczy przez chwilę) Skąd panie znają moje nazwisko?

Atena: - My wszystko wiemy, taki jest nasz zawód. Mam podać pański numer dowodu osobistego albo pesel?

Rzepecki: - Nie, po co... Jesteście z policji?

Afrodyta: - A skąd! Z Olimpu.

Rzepecki: - To jakaś jednostka specjalna? Antyterrorystyczna? Ja z takimi sprawami nie mam nic wspólnego...

Atena: - Jaka znowu jednostka? Olimp to góra w Grecji. Góra bogów, Zeus... Kojarzy pan? Chodził pan przecież do szkoły.

Rzepecki: - Chodziłem, ale to było dawno temu. I prawie wszystko już zapomniałem.

Atena: - (spogląda na swoją dłoń) Najpierw była szkoła podstawowa imienia Okulickiego...

Rzepecki: - Wtedy nosiła imię Marchlewskiego.

Atena: - Tak? To możliwe, ja mam tutaj tylko najnowsze dane... Potem było liceum, dalej studia na politechnice. Lubi pan nauki ścisłe...

Rzepecki: - Faktycznie. Za to talentów humanistycznych nie posiadam...

Atena: - Ale i tak powinien pan wiedzieć, co to takiego Olimp.

Rzepecki: - Wiem, oczywiście że wiem. Ale w pierwszej chwili trudno mi było zebrać myśli... (po chwili, z wahaniem) Jeżeli naprawdę jesteście z Olimpu, to niby ma oznaczać, że jesteście tymi, no...

Hera: - Boginiami. Tak, jesteśmy.

Rzepecki: - Żartujecie?

Atena: - Gdybym chciała żartować, to na początek zamieniłabym pana w żabę. I to szpetną. Czekanie na to, że ktoś tę żabę pocałuje, mogłoby potrwać bardzo długo... (śmieje się) Swoją drogą to niezły pomysł!

Rzepecki: - Nie, nie, w żadnym wypadku! Proszę tego nie robić!

Afrodyta: - Naprawdę jesteśmy boginiami, głuptasie! Spójrz na mnie: czy zwykła kobieta mogłaby być tak piękna jak ja, niebiańska istota?

Afrodyta wykonuje gesty, przypominające pozę modelki na wybiegu. Atena zatyka sobie dłonią usta, żeby nie parsknąć śmiechem.

Rzepecki: - (podejrzliwie przygląda się Afrodycie i pozostałym boginiom) Boginie? Nie, w takie coś to nie uwierzę! Może to jakiś program telewizyjny? (rozgląda się) Tu gdzieś na pewno jest ukryta kamera...

Atena: - (sama do siebie) Dlaczego ludzie wierzą, że jesteśmy boginiami dopiero wtedy, kiedy wysadzimy w powietrze pół miasta, osuszymy morze albo zamienimy drzewa w lody na patyku? Czy naprawdę nie można się obyć bez takich tanich sztuczek?

Hera: - Jesteśmy boginiami, musi pan nam uwierzyć. (kładzie mu dłoń na ramieniu) Proszę usiąść... Ja jestem Hera, ona ma na imię Atena, a ona – Afrodyta. (wskazuje po kolei na obie boginie, a one uśmiechają się i witają się z Rzepeckim lekkim skłonem głowy) Możesz nam mówić po imieniu.

Rzepecki: - Jest mi bardzo miło, naprawdę... (siada, spogląda na stojące wokół niego boginie z niepokojem) A dlaczego zrobiło się tak cicho? Co się stało? Czy dworzec nadal funkcjonuje? (wstaje)

Hera: - (znów kładzie mu dłoń na ramieniu, zmuszając go by usiadł) Nie przejmuj się tym.

Rzepecki: - Może to jakaś awaria? A mój pociąg? Muszę pilnować godziny odjazdu!

Afrodyta: - Bez obaw, wszystko jest pod kontrolą. Pociąg na ciebie zaczeka, możesz z nami spokojnie pogadać.

Rzepecki: - Ale jak...

Atena: - I tak tego nie zrozumiesz, Rzepecki. Mamy swoje sposoby.

Rzepecki: - No dobrze... (bierze głęboki oddech, uspokaja się) Szanowne panie... Boginie... Aż boję się spytać, jaką sprawę do mnie macie...

Hera: - Nie masz powodu do obaw.

Afrodyta: - Póki co mamy do ciebie tylko jedną prośbę. Chodzi o nasz tradycyjny, mały konkurs...

Atena: - (parska śmiechem) Mały? Poprzednia edycja tego konkursu zakończyła się wieloletnią wojną i zagładą Troi.

Afrodyta: - Nie wchodźmy w szczegóły, to zresztą stare dzieje...

Atena: - Pewnie! Co dla ciebie znaczy wojna? Ty jej nie oglądasz, ty ją najwyżej rozpętasz, a potem idziesz w ustronne miejsce, wzruszasz się i układasz liryczne poematy. A ja muszę widzieć i przeżywać śmierć każdego wojownika, każdego żołnierza. Muszę zamykać oczy poległym i pocałować każdego z nich w czoło...

Afrodyta: - Tym razem żaden wojenny kataklizm nam nie grozi. Jedyne, co ten konkurs przyniesie, to nagrody. Dla naszego jurora, czyli dla ciebie.

Rzepecki: - Naprawdę?

Hera: - Tak, dla ciebie. Od tej z nas, którą uznasz za najpiękniejszą.

Rzepecki: - Trochę to dziwne. Zazwyczaj w wyborach miss to uczestniczki dostają nagrody, a nie jurorzy.

Hera: - A po co nam nagrody? Jesteśmy boginiami - mamy wszystko co chcemy; jesteśmy tym, czym chcemy. Boskość to doskonałość, a doskonałość niczego nie potrzebuje do tego, by istnieć.

Rzepecki: - To dla mnie za trudne, nie rozumiem...

Afrodyta: - Nie łam sobie głowy. Wystarczy jeśli będziesz wiedział, że ten konkurs żadnych złych skutków nie przyniesie, a w dodatku dostaniesz wspaniałe dary. (uśmiecha się) To twój szczęśliwy dzień. Nic, tylko być jurorem.

Rzepecki: - Ale ja naprawdę nie jestem zainteresowany waszym konkursem piękności. Nie czuję się uprawniony, żeby oceniać urodę boskich czy niebiańskich istot! (zdenerwowany) Dlaczego miałbym się bawić w sędziego i w dodatku narażać się tym z was, na które nie zagłosuję? Znajdźcie sobie kogoś innego, dajcie mi spokój!

Hera: - Po co te nerwy? Jesteśmy dla ciebie życzliwe, nic ci nie grozi.

Rzepecki: - A poza tym, to wszystko jest trochę nie fair. Mam wybierać dary, a nie urodę?

Atena: - Robi ci to różnicę? Sam przed chwilą powiedziałeś, że trudno ci ocenić i porównać naszą urodę. Spróbuj więc porównać dary, proponowane ci przez każdą z nas.

Rzepecki: - Faktycznie, to jest jakiś argument... (zastanawia się przez chwilę) Zgoda, zostanę jurorem, ale stawiam jeden warunek.

Afrodyta: - Jaki?

Rzepecki: - Wiecie, mam trochę problemów: finansowych, zawodowych. osobistych. Wam nie wydadzą się one zbyt istotne, ale dla mnie są naprawdę ważne. Skoro jesteście boginiami, to pomóżcie mi je rozwiązać. Albo przynajmniej doradźcie, co mam robić.

Atena i Afrodyta spoglądają pytająco na Herę.

Hera: - (po krótkim zastanowieniu) Zgoda. Zrobimy i jedno, i drugie. Pomożemy ci.

Rzepecki: - Świetnie! Kto by nie skorzystał z takiej pomocy? (bierze głęboki oddech) To może ja opowiem o tych moich kłopotach? Na przykład o...

Hera: - Nie ma potrzeby. Wiemy wszystko.

Rzepecki: - No tak, zapomniałem, że jesteście boginiami. Tym lepiej, zyskamy na czasie.

Hera: - To może ja zacznę, jako specjalistka od spraw rodzinnych i małżeńskich.

Hera siada na ławce obok Rzepeckiego i przez dłuższą chwilę mówi mu coś szeptem do ucha. Rzepecki potakuje. Potem Hera wstaje, a jej miejsce zajmuje Atena, która wyjaśnia coś szeptem Rzepeckiemu, gestykulując. Następnie Atena wstaje, a jej miejsce na ławce zajmuje Afrodyta, która obejmuje Rzepeckiego i z uśmiechem mówi mu coś do ucha. Potem Afrodyta wstaje i wraca na swoje poprzednie miejsce.

Hera: - Sprawa jest załatwiona. Teraz wiesz, co masz robić.

Atena: - A ten facet, który groził ci pobiciem, bo nie oddałeś mu nas czas pieniędzy... Wiesz o kogo chodzi?

Rzepecki: - Tak, wiem aż za dobrze.

Atena: - Możesz się już tym nie martwić.

Rzepecki: - Jak to?

Atena: - Zwyczajnie. Ten koleś jest już historią. Jak wojna trojańska.

Rzepecki: - Naprawdę? To możliwe? (ociera dłonią spocone czoło) Oby tak było...

Atena: - Tak właśnie jest.

Afrodyta: - Skoro już zamieniłyśmy twoje przyszłe życie w bajkę, to przejdźmy wreszcie do naszego konkursu.

Rzepecki: - Bardzo chętnie. Zamieniam się w słuch.

Afrodyta: - Hero, ty pierwsza!

Hera staje naprzeciwko Rzepeckiego, przez moment zbiera myśli.

Hera: - Powiem krótko: jako żona Zeusa mam swoje wpływy... Jeśli mnie wybierzesz, to zostaniesz jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Będziesz powszechnie podziwiany i szanowany, a możni tego świata będą ci nadskakiwać i zabiegać o twoje poparcie. Masz to u mnie jak w banku.

Rzepecki: - Propozycja jest naprawdę wspaniała! Warto rozważyć.

Hera wraca na swoje miejsce.

Afrodyta: - Teraz kolej na kandydatkę numer dwa... Atena!

Rzepecki: - (do Ateny) Co pani może mi zaoferować?

Atena: - (półgłosem czyta tekst reklamowego plakatu, wiszącego na ścianie) Najniższy abonament na rynku, w pakiecie bezpłatny internet... Przepraszam, tak bezwiednie zaczęłam czytać. (staje naprzeciwko Rzepeckiego, patrzy mu prosto w oczy) Będziesz odważny, już nie będziesz się nikogo bał. Życie to walka: ty wygrasz każdą walkę, jaką tylko stoczysz. A na dokładkę w twojej głowie zagości mądrość. Myślę, że to dużo. (wraca na swoje miejsce)

Rzepecki: - Tak, to bardzo wiele. To więcej, niż mógłbym sobie wymarzyć. (spogląda na Afrodytę) A co może mi zaoferować kandydatka numer trzy?

Afrodyta: - (staje naprzeciwko Rzepeckiego, uśmiecha się do niego przymilnie) Mój dar nie ma sobie równych! Proponuję ci coś bezcennego - miłość najpiękniejszej kobiety świata. (tajemniczo) Ona mieszka w Sparcie, ma na imię Helena...

Atena: - Co takiego? No nie wierzę! Po tylu stuleciach chcesz powtórzyć swój stary numer z piękną Heleną? Skusiłaś nią Parysa, nie wystarczy ci? Masz tupet!

Hera: - (do Afrodyty, tonem łagodnego napomnienia) Faktycznie, moja droga, mogłabyś wykazać więcej inwencji...

Atena: - A poza tym ta Helena nie jest boginią, jak my, więc na pewno się starzeje. Ile ona może mieć teraz lat? Trzy tysiące? Stare próchno i tyle!

Afrodyta: - Kochana, zapominasz o reinkarnacji. To nie jest ta sama piękna Helena, królowa Sparty - to jej kolejne wcielenie. Dlatego jest wciąż młoda.

Atena: - E tam... Przeterminowany towar!

Rzepecki: - (pojednawczo) Nie można tak mówić dopóki się nie sprawdzi... Teraz, kiedy problemy finansowe mam rozwiązane, mógłbym pomyśleć o miłości. Poza tym, jeszcze nigdy nie byłem w Grecji... Jak kraść to miliony, jak kochać to królową!

Afrodyta: - Chcesz poznać Helenę? (widząc, że Rzepecki potakuje, Afrodyta pstryka palcami i w jej dłoni pojawia się wizytówka. wręcza tę wizytówkę Rzepeckiemu) Tutaj masz wszystkie namiary. Ale nie licz na to, że uda ci się ją odnaleźć, jeśli ja nie wygram konkursu! Pomyślałam o wszystkim, bądź pewien...

Hera: - (do Rzepeckiego) Wszystko już wiesz. Zastanów się przez chwilę i wydaj swój werdykt.

Rzepecki: - Nie muszę się zastanawiać: już wiem, na którą z was oddam swój głos. Ale... (chowa wizytówkę do kieszeni kurtki) Wygrać może tylko jedna, a ja nie mógłbym spojrzeć w oczy dwóm pozostałym, byłoby mi przykro. Dlatego nie chciałbym ogłaszać teraz swojej decyzji – wolałbym napisać imię zwyciężczyni na kartce. Odczytacie, jak już pojadę. (do Hery) Mogę tak zrobić?

Hera: - Nie wiem czy to ma sens. Jeśli któraś z nas chciałaby cię ukarać za werdykt to przecież i tak cię dopadnie - niezależnie od tego, gdzie będziesz. Ale skoro zależy ci na tym, to zgoda: napisz imię najpiękniejszej na kartce. My ze swej strony możemy obiecać, że nie będziemy próbowały odczytać tego co jest na kartce swoimi boskimi sposobami: zaczekamy, aż wyjedziesz.

Rzepecki wyciąga z kieszeni karteczkę i długopis. Kładzie karteczkę na kolanie, pisze coś na niej, a potem chowa długopis i pieczołowicie składa karteczkę.

Rzepecki: - (podając karteczkę Herze) Bardzo proszę. I z góry błagam o wybaczenie te z was, które nie wygrają...

Atena: - W niczym nie zawiniłeś, przecież musiałeś kogoś wybrać. (wyciąga dłoń ku górze i pstryka palcami - od tego momentu znów słychać odgłosy dworca) Teraz możesz już iść: twój pociąg zaraz odjedzie.

Rzepecki wstaje, by pożegnać się z boginiami: po kolei szarmancko całuje je w rękę.

Rzepecki: - Jak to dobrze, że was spotkałem. Jestem fuksiarzem. (zarzuca swoją torbę na ramię) Odtąd moje życie będzie bezpieczne i pełne sukcesów. Dziękuję, naprawdę dziękuję!

Hera: - Żegnaj. I nie zapominaj o naszych radach.

Atena: - Życzę ci powodzenia.

Afrodyta: - A ja: wielkiej miłości!

Rzepecki raźnym krokiem rusza w stronę wyjścia. Wychodzi z poczekalni, znika w holu dworca. Boginie siadają obok siebie na ławce; siedzą cicho, zamyślone.

Afrodyta: - Może ja popatrzę, jak on wsiada do pociągu? (wstaje, wychodzi z poczekalni, ale zostawia otwarte drzwi, żeby było ją lepiej słychać) Widzę go! Właśnie wchodzi na peron, zaraz będzie obok wagonu...

Nagle rozlega się potężny grzmot bliskiego wyładowania atmosferycznego. Podmuch powietrza dociera aż do poczekalni.

Po chwili w drzwiach poczekalni pojawia się roztrzęsiona Afrodyta. Wolnym krokiem, z opuszczoną głową podchodzi do Hery.

Afrodyta: - To przeze mnie, przez ten konkurs. To był... To był... Piorun.

Hera: - Nie obwiniaj się, kochana. (gładzi zapłakaną Afrodytę po głowie) Zeus poraził go piorunem. Tego właśnie można się było spodziewać po moim szlachetnym małżonku: on zawsze zadba o to, żeby przeznaczenie się wypełniło. Nawet jeśli sam chciałby inaczej. (w milczeniu tuli do siebie Afrodytę) Może przesadziłyśmy z tą naszą pomocą? Usuwając z jego życiowej drogi wszystkie problemy, naruszyłyśmy równowagę, bez której świat nie może istnieć.

Atena: - Na to wygląda. My popełniłyśmy błąd, ale to Rzepecki za niego zapłacił. To niesprawiedliwe.

Hera: - Jego ból się skończył, już nie żyje. A my będziemy o tym pamiętać przez całą wieczność. Będzie nas to bolało.

Atena: - Znam to uczucie. Pamiętam przypadek, który zdarzył się podczas oblężenia Troi. Chciałam ocalić życie pewnemu greckiemu wojownikowi: wiedziałam że zaraz ma zginąć; wiedziałam kto ma go zabić. Więc otoczyłam pole walki mgłą, żeby ten Grek nie został zauważony przez zabójcę. Niestety, mój boski ojciec to spostrzegł i od razu rozpędził moją mgłę. Do dziś nie mogę się z tym pogodzić...

Atena pocieszająco obejmuje Afrodytę. Dyskretnie daje Herze znak, by ta rozwinęła karteczkę, którą trzyma w dłoni. Hera rozwija karteczkę, czyta.

Hera: - (do Afrodyty) Mam dla ciebie miłą informację: znowu wygrałaś nasz konkurs piękności! Twoje imię napisał Rzepecki na swojej karteczce. (podaje karteczkę Afrodycie) Serdecznie gratuluję!

Afrodyta: - Konkurs! Z tego wszystkiego zapomniałam o nim... (ociera dłońmi oczy, ogląda karteczkę) Wcale mnie to nie cieszy. No może trochę... Ale ten Rzepecki... Bardziej mi go żal niż Parysa, bo nawet nie miał okazji poznać pięknej Heleny... (na jej obliczu pojawia się blady uśmiech)

Atena: - Ja też ci szczerze gratuluję, moja droga! (całuje Afrodytę w oba policzki) Wracajmy na Olimp. Kielich ambrozji od razu postawi nas na nogi.

Hera: - Dobra myśl! Dość miałyśmy wrażeń jak na jeden dzień.

Boginie obejmują się i wolnym krokiem idą w stronę wyjścia.

Afrodyta: - (do Ateny) Włącz jakąś piosenkę. Taką wiesz, nastrojową, uspokajającą... I żeby była o miłości...

Atena: - Robi się! (wyciąga dłoń ku górze i pstryka palcami – słychać piosenkę „Parlez moi d'amour” w wykonaniu Lucienne Boyer) Chodźmy, muszę po drodze zamknąć mu oczy i pocałować go w czoło.

Za drzwiami poczekalni pojawia się gęsta mgła, w której kolejno znikają wszystkie trzy boginie.

KURTYNA