I. Lew nemejski

You voted 2. Total votes: 3864

Oribasios

lew

Był to lew „o skórze, której nie mogło przebić ani żelazo, ani brąz, ani kamień” (G:426). Lew ten mieszkał w jaskini o dwóch wyjściach. Na swojej drodze Herakles spotyka wieśniaka, Molorchosa, któremu lew zabił syna. Heros zabawił u niego w gościach. Wieśniak (czy robotnik) chciał złożyć na cześć gościa ofiarę z jedynego posiadanego barana, przed czym Herakles go powstrzymał, zalecając by poczekał 30 dni: jeśli heros powróci zwycięsko – złożą go w ofierze Zeusowi Zbawcy, w przeciwnym razie powinien go złożyć jako ofiarę herosowi. To od wieśniaka poznał sposób, w jaki przyjdzie mu się zmierzyć z lwem: miały to być zapasy (żadna broń się mu nie przyda) (K:374).

Zanim przyszło się nu z nim zmierzyć zasadnicza trudność polegała na znalezieniu kryjówki zwierzęcia. Okolica była przez bestię wyludniona, nikt nie mógł wskazać herosowi drogi. W końcu wytropił lwa, potwierdziły się opowieści o jego niezwykłej odporności na stal (strzały wysłane w jego kierunku odbijały się od skóry nie zwracając nawet lwiej uwagi, dopiero cios, w których Herakles roztrzaskał na lwiej głowie swą pałkę skłonił lwa do poszukania miejsca odpoczynku – uczuł, że szumi mu w głowie). Zatkawszy jedno z wejść do jaskini zapuścił się w jej mroki. W końcu odnalazł lwa i przystąpił do zapasów. Lew odgryzł mu w nich palec, acz heros złapał go pod ramię za głowę i tak długo dusił, aż bestii nie uśmiercił (G:427).

Po trudzie wędrówki i walki heros zapadł w sen, z którego zbudziwszy się przystroił sobie głowę wieńcem z liści selera – rośliną, którą zdobiono groby, zarzucił sobie bestię na plecy i rozpoczął powrót (K:375).

Herakles wraz z wieśniakiem, który już chciał poświęcić barana zmarłemu herosowi, złożyli ofiarę z barana Zeusowi Zbawcy, po czym heros ruszył w dalszą drogę. Na jego widok Erysteusz tak bardzo się przeraził, że schował się do zakopanej pod ziemią beczki, a czynił tak odtąd już zawsze na wieść o zbliżaniu się herosa, z nim samym rozmawiają wyłącznie przez pośrednika – herolda zwanego Brudasem.

Herakles zdjął z lwa skórę – posługując się przy tym własnymi lwa ostrymi jak brzytwa pazurami i odtąd chodził w niej niczym w zbroi, a łeb zwierzęcia służył mu za hełm. Zeus natomiast umieścił pokonanego lwa na nieboskłonie, jako piąty znak Zodiaku – Lwa.


Tyle treści mitu, spróbujmy wydobyć z niego istotne dla nas przesłanie. Musimy w tym celu zrozumieć, co oznaczają kluczowe jego elementy.

Czym jest kryjący się w głębokiej jaskini o dwóch wyjściach krwiożerczy lew, którego kryjówki nikt nie może nam wskazać? Sądzę, że jest to nasza Aresowa energia, brutalna wojowniczość i hardość, nasz gniew. Nikt nie może nam wskazać jego źródła, gdyż jest on czymś tkwiącym głęboko w nas samych, ale i dlatego, że okolica jest wyludniona – ludzie boją się panicznie tej siły, wolą nie wiedzieć, że ona istnieje, unikają wszelkiego z nią kontaktu. Jedyną pomocą okazuje się dla Heraklesa wieśniak – człowiek prostego stanu, ale surowego życia, które na tyle utwardziło mu wolę, że nie opuścił jak inni okolicy zamieszkiwanej przez lwa. Posiada konkretną wiedzę na temat bestii, zabiła mu syna, wie, jakie są jej mocne strony – możliwe, że sam się kiedyś z nią mierzył i odniósł w tej walce taki choćby sukces, że ocalił życie, nie dał się pożreć. Sam nie będzie towarzyszył herosowi, nie ma dość siły, aby się zmierzyć z bestią, ma jednak – w przeciwieństwie do herosa – wiedzę jak można by ją pokonać.

Z groty, gdzie mieszka nasz gniew są dwa wyjścia. Jedno musi zostać zatkane. Jest to wyjście ślepej destrukcji, mordu i egoistycznej przemocy. Drugie wyjście pozostaje otwarte: przez nie wyjdzie heros z lwem – to prawe ujście naszego gniewu, gdy używamy gniewu i Aresowej mocy w służbie sprawie, społeczności, ale też własnej godności. Lew zostaje wprawdzie uduszony ale jego skóra – największa jego zaleta, zostaje przez herosa przejęta i służy odtąd mu. Można to rozumieć tak, że odtąd gniew traci zdolność samodzielnego działania, ale po pokonaniu go zachowujemy jego siłę. Ale walka ta nie pozostawia nas niezmienionym – tracimy palec – symbol inicjacyjnych ran, które odtąd będą nam przypominać o przebytej próbie.

Od razu dostrzega to nasz ziemski przełożony (reprezentowany przez Eurysteusza): widzi, że ma odtąd do czynienia z człowiekiem, który potrafi powiedzieć „nie”, który potrafi walnąć pięścią w stół (albo i szczękę), który – nawet jeśli milczy – to nie dlatego, że się boi, ale dlatego, że „tak trzeba”, albo dlatego, że żadne obelgi nie są w stanie przebić jego skóry, dotknąć jego wnętrza.

Interpretując tę historię astrologicznie, nie zgodzę się z Leszkiem Weresem, iż wyrażona jest tu faza Lwa – zbyt proste to skojarzenie. Nie ma tu żadnych typowych dla Lwa cech, natomiast liczne cechy fazy Barana – indywidualna, nawet samotna walka, Aresowa energia, którą lew wyraża, czysta, pozbawiona jakiejkolwiek subtelności (ba, nawet narzędzia) siła użyta do rozwiązania problemu. Lew zodiakalny pojawia się na końcu historii, ale dopiero po tym jak baran został Zeusowi złożony w ofierze. Można powiedzieć, że w rezultacie pozytywnego przejścia próby ognista faza Barana zostaje mocą boską przekształcona w swą wyższą formę – właśnie Lwa. Dopiero po zwycięstwie nad sobą jest miejsce na dumę i władczość typową dla zodiakalnego Lwa.


 

Dalej: -> II. Hydra lernejska

26, Iulius, 2762 a.u.c.