Poganami są wszyscy, którzy potakują życiu, dla których Bóg jest wyrazem na wielkie Tak, potwierdzające wszystkie rzeczy. [Nietzsche]
Mity i Bogowie
Karty podstawowe
Ewa Wipszycka
Fragment rozdziału Kłopoty z religią Greków z ksiązki O starożytności polemicznie Ewy Wipszyckiej, ss.30-37
Wykład religii greckiej w podręcznikach i kompendiach dostępnych polskiemu czytelnikowi jest podporządkowany dwóm tezom: po pierwsze, bogowie greccy byli niesłychanie ludzcy, zachowywali się i odczuwali jak śmiertelnicy; po drugie, bogowie greccy byli upersonifikowanymi siłami przyrody, gdyż człowiek zanim stworzył naukę, deifikując naturę nadawał jej sens. Obie tezy są niesłuszne, choć nie pozbawione podstaw. Przyjrzyjmy się im bliżej.
Niezmiernie sugestywny obraz bogów podobnych do ludzi, tyle że wiecznie pięknych i młodych, zawdzięczamy greckim mitom. Któż ich nie czytał! Mity zalecane są przez polonistów, uczniowie wychodzący z kulturalnych domów mają już za sobą ich lekturę, gdy przychodzi w szkole do opanowania dziejów Grecji. Stąd antropomorficznego charakteru wierzeń Greków nie trzeba im tłumaczyć, wiedzą o nim doskonale i, na nieszczęście, trwale. Ale mity nie są religią! Grecy nie wierzyli w mity, tak jak Żydzi i chrześcijanie wierzą w historie opowiedziane w Biblii, choć traktowali je w sposób jak najbardziej poważny. Niełatwo jest nam to zrozumieć, gdyż pod wpływem chrześcijaństwa przywykliśmy traktować wyobrażenia o bóstwie jako podstawowy element religii (proszę zwrócić uwagę, że w języku polskim „wierzenia" i „religia" to synonimy). Tymczasem religia Greków, podobnie jak znaczna część religii starożytnych, należy do takiego typu, w którym ważny jest kult, a nie doktryna. Każdy Hellen wiedział, że powinien składać ofiary i dary bóstwom, uczestniczyć w modlitwach i świętach na ich cześć, razem ze swymi współobywatelami lub, w przypadku niektórych kultów, z członkami rodzin. To, co myślał o bogach, którym ofiary składał, było jego prywatną sprawą.
Wyobrażenia o bogach były dziedziną mitów. Kształtowanie ich należało w Grecji przede wszystkim do poetów, a nie do kapłanów, jak to się działo w przytłaczającej większości wschodnich cywilizacji. Religia helleńska na ogół obywała się bez kapłanów w ścisłym tego słowa znaczeniu. Sprawowaniem obrzędów zajmowali się w imieniu społeczności urzędnicy. Niektórzy z nich służyli wyłącznie bogom, inni łączyli czynności, które my zakwalifikowaliśmy jako świeckie, z sakralnymi (każda niemal funkcja publiczna miała w Grecji swój aspekt religijny). Znamy wprawdzie takie kulty i takie działania, które musiały być sprawowane przez kapłanów, były to jednak wypadki rzadkie. W każdym razie nie tworzyli oni osobnego stanu, działali w izolacji, służąc określonemu bóstwu (nie miało sensu nazywanie kogoś kapłanem w ogóle, trzeba było dodać od razu imię boga lub bogini). Poeci mogli dowolnie kształtować materię mitów. Nie istniał żaden tekst święty zawierający opowieści o bogach i herosach w postaci obowiązującej. Mitów było bardzo wiele, a każdy z nich występował (lub mógł występować) w kilku wariantach. Każdy poeta, każdy człowiek interesujący się nimi poważniej, mógł wybrać pewne postacie mitów a odrzucić inne, zmienić ten lub inny mit w sposób mniej lub bardziej twórczy. Mógł pokusić się o stworzenie systematycznego porządku w ogromnej ich masie (jak to uczynił Hezjod, twórca Teogonii, poematu o narodzinach bogów żyjących na przełomie VIII i VII wieku p.n.e.). Nikt jednak nie pretendował do narzucenia innym takiej, całościowej koncepcji. Zdarzało się, że jeden i ten sam poeta opowiadał w różnych okresach swojego życia różne rzeczy o tym samym bogu i herosie.
Trzeba przy tym brać pod uwagę, że mity były bardzo różnorodne. Wiele z nich miało istotny związek ze sferą religii, dla innych stosunek ten był luźny. Do tych ostatnich należy zaliczyć przede wszystkim najrozmaitsze opowiadania o ludziach najdawniejszych czasów, zwłaszcza te, które stanowiły tworzywo poezji epickiej, a później również poezji lirycznej i tragedii.
Wśród mitów mających istotny związek z wierzeniami istniały takie, które nazywano „opowiadaniami świętymi" (hieroi logoi). Przekazywali je kapłani pewnych świątyń, miały one objaśniać sens określonych obrzędów ludowych. „Opowiadania święte" stanowiły jednak tylko drobną cząstkę mitów o bogach. Większość Greków mogła je spokojnie ignorować. O tym, co dany bóg uczynił, można było myśleć i mówić na różne sposoby. W kulturze greckiej nie było, jak w starożytnym Izraelu, „historii świętej".
Grecy czuli mocno, że w tych niezliczonych, ciągle się mnożących i często pozostających ze sobą w jawnej sprzeczności opowiadaniach wyraża się jakaś ważna prawda o bogach i świecie, prawda, której inaczej niż poprzez mity nie da się wyrazić słowami. Większość dzisiejszych badaczy myśli mitycznej sądzi, że opowiadania mityczne zarówno u Greków, jak i u innych ludów, choć posługują się językiem zwykłej komunikacji, są jednocześnie same w sobie osobliwą „mową", mającą swoją specyficzną strukturę i wyrażającą pewne treści nie zawierające się w warstwie słownej. Zapewne i Grecy to odczuwali, choć nie potrafili tego wyrazić. Posłużę się dla wyjaśnienia tego, co powiedziałam, przykładem.
W poemacie Hezjoda Prace i dnie po to, by wyjaśnić, to znaczy nadać sens faktowi, iż życie ludzkie jest pełne trudów i cierpień, poeta opowiada mit o Pandorze, stworzonej przez Zeusa, aby ukarać ludzi. Po czym pisze: „Jeśli chcesz, to ci przedstawię zwięźle drugie opowiadanie". I przedstawia mit o różnych rasach ludzi następujących kolejno po sobie: złotej, srebrnej itd. To „drugie opowiadanie" ma wyjaśnić ten sam fakt. Gdyby oba wziąć w ich warstwie słownej, nie dałoby się ich pogodzić. Ale poeta wcale się tym nie przejmuje, czuje on wyraźnie, że oba mity w pewnym sensie, który nie jest sensem dosłownym, wyrażają tę samą prawdę, Jeśli zaś posługuje się nimi, to dlatego, że nie potrafi inaczej przekazać tego, co myśli o prawdzie ludzkiego bytowania.
Zresztą jeszcze Platon, który żył o tyle później (427-347 rok p.n.e.) i który całe swoje życie poświęcił na dociekania posługujące się „rozumem dyskursywnym", w pewnych momentach, gdy chciał wyrazić prawdy najwyższe, do jakich doprowadziła go praca filozoficzna, rezygnował ze zwykle stosowanej formy wykładu i sięgał do starego sposobu myślenia: do mitu.
Z tego, co powiedziałam, wynika, mam nadzieję jasno, że choć mity do religii „przystają", to jednak nie można na ich podstawie budować charakterystyki bogów. Nie neguję przy tym antropomorficznego charakteru religii greckiej. Ludzie zwykle mają skłonność do wyobrażania sobie bóstw na swoje podobieństwo. Wiedział już o tym poeta grecki Ksenofanes (około 570-470 roku p.n.e.), który napisał wielce trafne na ten temat strofy:
„Gdyby tak woły i konie, i lwy obdarzyć rękoma, aby jak ludzie rękoma malować mogły i tworzyć, wtedy konie do koni, a woły do wołów podobne kształty by bóstw malowały i takie przydały im ciała, jakie z własną postacią każdego byłyby zgodne" (tłum. W. Appel).
Antropomorficzny obraz bogów, zwłaszcza w jego skrajnej formie, takiej jaką znajdujemy w poematach Homera, okazuje się nieprzydatny, gdy chcemy zrozumieć religię: to znaczy kult. Na jego gruncie spotykamy odmienny sposób pojmowania bóstwa, który najłatwiej nam będzie zrozumieć, jeśli zamiast wyobrażać sobie świat bogów jako zbiór postaci o jasno zarysowanych sylwetkach, przyjmiemy, że Grecy mieli świadomość istnienia całej sfery sił (lub energii) boskich, które manifestowały się w rozmaity sposób. Wszystko to, co wykraczało poza normalność, codzienność: piękno, wielka siła, potężne pasje, mądrość, odwaga, burzące zwykły porządek zjawiska przyrody, budzące zachwyt lub lęk, wynikało z boskiej obecności.
Tak, Afrodyta była istotą piękną, ale i samym pięknem, objawiała się we wszystkich rzeczach pięknych, które stawały się nimi właśnie poprzez jej interwencję. Bóstwo było w sile atlety, w czynie odważnym, w erotycznym popędzie. Choć bóstwo dla Greka było uchwytne tylko w jego manifestacjach, nigdy nie utożsamiał go z tym, w czym się objawiało. Cała sfera sacrum stanowiła jedność, była bóstwem, ale jednocześnie podlegała podziałowi na liczne siły, które Grecy określali mianem bogów i bogiń (theos, thea, liczba mnoga theoi, theai) demonów (daimon, daimones) i herosów. Siły te, o działaniu różnorakim i różnej potędze, były ze sobą w stanie walki. Przekonanie, że kosmos jest terenem, na którym rozgrywają się konflikty między siłami boskimi, kryje się za najrozmaitszymi opowiadaniami mitologicznymi o walkach między bogami i pokoleniami bogów.
Ten właśnie sposób widzenia świata bogów jest szczególnie trudny do przyjęcia dla ludzi przywykłych do bóstwa monoteistycznego, dla których sprzeczności w sferze sacrum byłyby absurdalne. Efektem tego wewnętrznego oporu jest skłonność do anegdotycznego ich traktowania. Jeśli bogowie są podobni do ludzi, wobec tego kłócą się i walczą ze sobą dokładnie tak, jak to czynią ludzie. Oczywiście i ten sposób pojmowania wzajemnych stosunków między bogami jest w greckiej myśli obecny (zwłaszcza w literaturze późnej, gdy myślenie mityczne było już martwe), ale współistnieje z nim znacznie głębsze pojmowanie porządku w kosmosie jako równowagi powstającej w wyniku działania sił sprzecznych, wzajemnie się neutralizujących.
Bogowie pojmowani byli jako siły, a nie osoby o wyraźnie zarysowanych konturach. Łączyły ich pewne wspólne cechy, z których najważniejsze to: nieśmiertelność (ale nie wieczność, gdyż zostali oni zrodzeni przez starsze od nich siły, takie jak Chaos, Noc, Ziemia, Niebo, których nie antropomorfizowano i które nie były przedmiotem kultu), potęga (ale nie wszechmoc, ograniczała ich obecność innych bogów i Mojra -- prawo rządzące kosmosem, której nie mogli ignorować), ludzka postać i podobne do ludzkich sposoby postępowania. Nie byli bynajmniej wszechwiedzący (jak Bóg chrześcijan), za kres ich wiedzy zgodny jest z ich indywidualną naturą (Zeus nie wie, czy może uratować od śmierci swego syna na polu walki pod Troją, Demeter nie wie, co się stało z jej córką, natomiast Apollo może wyjaśniać przyszłość itd.). Różnią ich nade wszystko sfery działania, które sygnalizują nam przydomki bogów.[...]
[...]Charakterystyki Zeusa i Hermesa wskazują jasno, dlaczego nie można przyjąć tak powszechnie powtarzanego poglądu, iż bogowie helleńscy to upersoni-fikowane siły przyrody. Byli oni istotami o wiele bardziej skomplikowanymi, niż by z takiej tezy wynikało. Nawet jeśli jakaś dziedzina przyrody mieściła się w sposób wyraźny w ich zakresie działania (na przykład Demeter opiekowała się zaoraną ziemią i jej plonami), nigdy wszak nie wyczerpywało to ich funkcji. Większość zaś bóstw nie jest w sposób oczywisty powiązana z naturą. Jak wyglądała sytuacja wiele wieków wcześniej, w czasach gdy Grecy jeszcze nie byli Grekami (stali się nimi dopiero w ich późniejszej ojczyźnie), nie wiemy i tak naprawdę nie jest to dla nas ważne. Religia formowała się stopniowo, pod wpływem różnych czynników, „mieszała" ze sobą różne bóstwa, obdarzała nowymi funkcjami, nowymi cechami. Powstałe warstwy nie dają się, jak skalpelem, rozcinać, nie można z nich wydobyć pierwotnego jądra.
[...] Każde z tych bóstw było zarazem jednością i wielością; coś łączyło wszystkich Zeusów ze sobą, a jednak, gdy przychodziło do obrzędów, najczęściej czciciele zwracali się do Zeusa konkretnego, a nie do Zeusa w ogóle. Podobnie Grecy byli przekonani, że cała boska sfera jest jednością, choć składa się z tak od siebie różnych postaci-sił.
Ta wielopostaciowość bóstwa wydaje się sprzeczna z jego antropomorficzną formą. Grecy owej sprzeczności nie czuli albo - lepiej - nie sprawiała im trudności. My też nie możemy pojąć, że bóstwo mogło znajdować się jednocześnie i na Olimpie, i w wielu dla niego zbudowanych świątyniach, a także w czasie i w miejscu obrzędów odprawianych ku jego czci. Hellenowie przyjmowali to jako rzecz naturalną. [...]
Ten skomplikowany świat bóstw nie poddaje się bynajmniej hierarchizacji (poza powszechnie przyjętym przekonaniem, iż Zeus jest bogiem najważniejszym). Wprawdzie - jak wiadomo - w literaturze greckiej znajdziemy takie próby, z najsłynniejszą dwunastką bogów olimpijskich na czele, ale były to jedynie poetyckie konstrukcje, które w dziedzinie kultu nie miały większego znaczenia.
[...]Religie tradycyjne z racji braku zdecydowanie zarysowanej ortodoksji łatwo przyjmowały treści nowe, wykazując zdumiewającą tolerancyjność, zdumiewającą dla kogoś, kto przywykł do sztywności właściwej chrześcijaństwu. Jednak owa zdolność wchłaniania elementów obcych i kultów miała swoje wyraźne granice: "pożyczki" mogły być dokonywane z tego samego typu wierzeń. Właśnie dlatego chrześcijaństwo napotykało tak wielki opór: było ono zdecydowanie odmienne w swej naturze od innych tradycyjnych religii, nie mogło się więc z nimi "mieszać".
[...]jeszcze jednego składnika znanej nam z własnego doświadczenia pobożności w religii starożytnych Greków nie znajdziemy: emocjonalnego stosunku do bóstwa. Miara bowiem czyjejś pobożności była skrupulatność, z jaką wypełniał ustalone przez tradycję obowiązki kultowe. To, co ktoś czuł przystępując do uczestniczenia w obrzędach, nie miało większego znaczenia, nie decydowało o efekcie jego działań: bogowie nie uzależniali przyjęcia bądź odrzucenia ofiary od stanu umysłu tego, kto ją składał. Bogowie religii tradycyjnych nie zaglądali ludziom do serc i umysłów, nie istniało przekonanie, tak dla chrześcijan ważne, iż serce jest tym miejscem, w którym spotykamy się z Bogiem.