Hermes Trismegistos, I

Total votes: 4132

T. Zieliński

Spis treści * Wstęp * I * II * III * IV * V * VI * VII * VIII * IX * X * XI * XII * XIII


Zarodów hermetyzmu należy szukać w kraju, który, wedle jednomyślnego świadectwa starożytności, był ojczyzną samego Hermesa, w Arkadii, mianowicie w tej jego miejscowości, która otacza najwyższą jego górę Killenę. Komu zdarzyło się, w drodze do Koryntu i Aten, płynąć przez zatokę koryncka, tę zachwycającą modrą rzekę, wijącą się między równoległymi łańcuchami gór Grecji Środkowej i Peloponezu,—ten z pewnością pamięta Killenę z jej śnieżnym wierzchołkiem, który tak jaskrawo odbija na tle całego przepychu południowej przyrody, ogarniającej podróżnego, na tle słodkiego oddechu morza, po którym jego okręt sunie. Killena jest to strażnica Arkadii, a jednocześnie — jej symbol; rzeczywiście, to sielankowe wyobrażenie o Arkadii, które zyskało popularność i u nas dzięki pastoraliom wieku XVIII, bynajmniej nie odpowiada prawdzie. Starożytni znali ją, jako krainę surową, z długotrwałymi i srogimi zimami, pełną gór, dębowymi pokrytych lasami, w których przytułek miał wszelki zwierz dziki, zwłaszcza zaś niedźwiedzie; niedźwiedziom właśnie zawdzięcza ona swoją nazwę (Arkadia od greck, arkos — arktos „niedźwiedź").

Rzeki jej w zachodniej tylko części mają stok prawidłowy ku morzu; we wschodniej, którą tu: mamy na widoku, wpierają się one w poprzeczne łańcuchy gór, przez które muszą przebić sobie niewidzialną, podziemną drogę; są to tak zwane „katawotry", przedmiot zabobonnej trwogi dla jej mieszkańców w starożytnych i nowych czasach. Niekiedy, rzeka przed zniknięciem w katawotrze, tworzy jezioro; takie jest słynne jezioro Stymfalskie u podnóża Killeny. Rzecz jasna, że katawotry uchodziły za wstęp do strasznego królestwa cieniów. Jezioro Stymfalskie słynęło, jako rzeczywisty przedsionek piekła; tutaj żyły niegdyś krwiożercze ptaki Stymfalidy, polujące na dusze, dopóki nie wystrzelał ich bohater-oswobodziciel Herakles. Jeszcze słynniejsza była druga rzeka w okolicach tejże Kilimy, spadająca w bezdeń ze stromej czarnej skały w labiryncie dzikich gór; nazywano ją po prostu Straszna — Styx, —sądząc, że dalszy jej bieg tworzy mroczną rzekę podziemu, po której cienie umarłych płyną do wiecznej beznadziejnej krainy. Jej woda uchodziła za śmiercionośną dla ludzi: używano jej tedy — na wzór ordaliów średniowiecznych — podczas najuroczystszych i najstraszniejszych ślubów. I jeszcze jedno dziwne krążyło co do tej wody podanie,—a mianowicie, że rozpuszczała w sobie wszelkie możliwe metale; widzimy stąd — i na tym polega szczególność tego podania, — że woda Styxu obudziła zaciekawienie także wśród badaczy - chemików. W czasach nowszych postanowiono sprawdzić jego słuszność. Znakomity Niebuhr wyraził domniemanie, że woda Styxu zawiera w sobie sole siarczane, lecz oparcia dla hypotezy swej nie znalazł. W roku 1813 archeolog duński Broendstedt, pragnąc rozstrzygnąć zagadnienie w sposób stanowczy, odwiózł do Kopenhagi dla analizy chemicznej szczelnie zakorkowaną butelkę wody styxowej, wynik atoli analizy nie był pocieszający: okazało się, że jest to woda zwyczajna. Czytelnik dowie się niebawem, dlaczego uznaliśmy za stosowne rozwodzić się o własnościach chemicznych wody styxowej; tymczasem wrócimy do rozpoczętego opisu. Mieszkańcy „kraju niedźwiedziego" nie byli rolnikami: aż do epoki historycznej podrwiwano z nich, że żywili się naturalnymi płodami swoich lasów dębowych, żołędziami. Surowa ich kraina nie rodziła zboża: zielone zbocza gór, o ile nie szumiały lasem, służyły, jako pastwiska. Arkadianie, o ile nie żyli z myślistwa, byli pasterzami. Życie zaś pasterskie, z jego swobodą i dostatkiem wczasu, usposabia ku marzycielstwu, ku wyostrzeniu myśli i słowa, ku poezji. Tam, na śnieżnym szczycie Killeny, niebo styka się z ziemią: tam, bóg niebios, Zeus, zapłodnił boginię-Ziemię, którą Arkadjanie nazywali po prostu „mamą", Mają; synem Zeusa i Mai był Hermes Killeński. Hermes dał początek wszelkiej rzeczy, która istnieje; czczono go przeto na Killenie, jako symbol twórczych sił przyrody. Z istoty swej Hermes był wszechogarniającymi bogiem Arkadii; jednakowoż w wyobrażeniu o nim wybiły się na plan pierwszy te znamiona, które warunkował rodzimy byt Arkadian. Naprzód tedy Hermes był bogiem-opiekunem życia pasterskiego; przedstawiano go chętnie w postaci najbardziej pożądanego gościa pasterzy, zwracającego zbłąkanego baranka (Hermes Kriophoros)... W tej roli, wszakże, wypadło Hermesowi wytrzymać szczególnego rodzaju współzawodnictwo: wśród sąsiadów bujnie krzewił się kult Apollina Karnejskiego, który, jako Apollon Nomios, także był bogiem pasterskim. Arkadianie nasi nie dali się zbić z tropu: ich bóg był, mimo wszystko, „lepszy". I oto, w celu udowodnienia tej opinii, pieśniarze ich ułożyli śpiew o tym, jak Hermes, niemowlęciem będąc, zręcznie uprowadził Apollinowi całe stado byków. W ten sposób podkopano ostatecznie powagę boga-współzawodnika: rzecz prosta, skoro Apollo nie umiał własnego upilnować stada, to niebezpiecznie byłoby powierzać jego pieczy inne.

Wspomniałem o pieśniarzach; rzeczywiście, byli pieśniarze w Arkadii. Składanie pieśni było naturalnym owocem kontemplacyjnego życia pasterskiego; bajarze arkadyjscy śpiewali swe jednostajne, przeciągłe dumki przy akompaniamencie gry na niewymyślnym narzędziu o kilku strunach, któremu rezonans nadawał żółw wydrążony, chelys. Instrument ów, oczywiście, był podarunkiem Hermesa, który w ten sposób stał się i na tym polu szczęśliwym współzawodnikiem Apollina. Rozumie się, jednak, że ważniejszą, niźli granie na strunach, rzeczą była treść pieśni, dar wiązania myśli i słów: również i tę umiejętność dał człowiekowi Hermes, skąd też sama sztuka „tłumaczenia" (greckie hermęneuein) otrzymała od niego swe miano, i sam on następnie, jako dawca i opiekun mowy, otrzymał zaszczytny przydomek: logios.

Tak troszczył się Hermes o wyznawców swoich, gdy żyli; nie opuszczał ich przecież i po śmierci. Wspominałem już o tajemniczych „katawotrach" ziemi arkadyjskiej, nastręczających ludziom myśl o bezpośrednim sąsiedztwie królestwa cieniów; pod wpływem tego sąsiedztwa zaszło coś bezprzykładnego w religiach plemion greckich — powstało wierzenie, że tenże Hermes odprowadza też dusze w świat zagrobowy, rozrywając w ten sposób zasłonę, która dla wszystkich pozostałych bogów i ludzi oddziela oba światy od siebie. Czczono więc Hermesa, jako „przewodnika dusz" (psychopompos); włada on laską złotą, która nakazuje im podążać za nim mrocznymi drogami — tam, kędy przepada Styx, tam, kędy uchodzą fale jeziora Stymfalskiego. Tak; potężna to laska; ledwie Hermes dotknie nią człowieka czuwającego — ten zasypia natychmiast; ledwie nią dotknie śpiącego,—ten natychmiast się budzi. Istotnie, jako pośrednik między dwoma światy, rozporządza on tą całą siłą tajemniczą, która utajona jest w łonie ziemi, w przybytku śmierci i snu. Stąd zrodziło się wyobrażenie o Hermesie, jako o bogu czarów i czarodziejstwa; czytelnik domyślił się, zapewne, że jego laska złota jest rodzicielką tej laski czarnoksięskiej, której skinienie nadawało moc i skuteczność zaklęciom wszystkich magów i czarodziejów czasów następnych.

Oto jest znaczenie Hermesa w jego ojczyźnie arkadyjskiej, w krótkich ujęte słowach; lecz, jak wiadomo, kult jego nie ograniczał się do Arkadii. Arkadia nie mogła wyżywić wszystkich swoich synów; nie mając dla nich zboża, wyprawiała ich we wszelkie strony świata greckiego i nie-greckiego. Podróżny w świecie starożytnym zwłaszcza w okresach wcześniejszych — był istotą mniej lub więcej bezprawną; po miastach jeszcze ochraniał go Zeus Xenios, ale na drogach nikt się on nie troszczył. I oto nasi Arkadianie modlili się do swego rodzimego Hermesa, aby dobrotliwie „prowadził" ich na ich drogach: w ten sposób pozyskał Hermes znaczenie nowe, jako bóg, bezpieczeństwo zapewniający na gościńcach, w stosunkach między ludźmi, a następnie i w stosunkach między państwami. Złota jego laska stała się symbolem podróży i handlu, jakoż symbolem tym pozostała dotychczas. Lecz jakież to pędzili życie owi wędrujący Arkadianie? — Życie pełne przygód; co im bóg ześle — t j. co ześle Hermes — tym się cieszyli. Dziś opowieścią uda się ubawić lub rozczulić słuchaczy- to Hermes błogosławi mowie; jutro uda się korzystnie sprzedać jakąś rzecz, za bezcen nabytą — to Hermes błogosławi temu targowi; kiedy indziej zdarzy się znaleźć coś dobrego — to Hermes posyła tę rzecz znalezioną, która od niego otrzymała swą nazwę (hermaion); gdy zaś przyciśnie potrzeba — nie będzie grzechem skraść, co się uda,—Hermes przebacza złodziejom. Zstępujemy mimo woli w dość poziome kręgi wyobrażeń; cóż począć: arkadyjscy poszukiwacze przygód, poza swoim krajem, nienajlepszą cieszyli się sławą. Odbiło się to również na roli Hermesa w Olimpie powszechnogreckim: stanowisko jego wśród innych bogów było zupełnie podrzędne, odpowiednie do położenia jego czcicieli arkadyjskich, zmuszonych chleba szukać na obczyźnie. Ale o tym mowa będzie niżej.

Za to ileż naopowiadano o łaskach swego boga, skoro udawało się, z garścią złota, wrócić do ojczyzny!— wtenczas rzeczywistość mieniła się kolorami baśni, a Hermes, szafarz słowa i dowcipu, nie wymagał bynajmniej ścisłego przestrzegania prawdy. O najsłynniejszych poszukiwaczach przygód krążyły całe cykle legend: było ich, przed innymi, dwóch. Jeden, syn rodzony Hermesa, największy na świecie przebieglec i łowca skarbów, Autolykos („Sam-wilk"). „Przewyższał on — mówi o nim Homer — wszystkich swoją umiejętnością kradzieży i krzywoprzysięgania: odpuszczał mu to Hermes", tj. dał mu raz na zawsze, jako synowi, pozwolenie na nadużywanie imienia swego przy ślubach. Domyślać się tylko możemy opowieści, jakie o sprawkach jego złodziejskich krążyły; tradycja zachowała nam jeden tylko ślad, wskazujący, że jest on prarodzicem wszystkich oszustów świata, zarówno w bajkach zachodnioeuropejskich, jak w naszych ojczystych. Śladem tym jest opowieść o tym, jak zdobył on godną siebie towarzyszkę życia w osobie Mestry (imię przejrzyste, od „mędomaj"; znaczy — „mądralina"), która umiała przemieniać się w rozmaite zwierzęta i tym przynosiła zyski ojcu swemu: zamieni się w konia— ojciec sprzeda ją, ona zaś w pierwotnej swej postaci do niego wraca. Razu pewnego sprzedana została w ten sposób Autolykosowi, który, rzecz zrozumiała, poznał się na sztuce starego, lecz za to uczynił zeń swego teścia.— Drugim bohaterem, ulubieńcem Hermesa, był przebiegły Odyseusz... Każdy się zadziwi: wszak był to król Itaki, żeglarz, pogromca Troi! Tak, zapewne: w tej postaci występuje on u Homera, który — prawdopodobnie, po kilku metamorfozach — przyjął i uszlachetnił postać prastarego włóczęgi arkadyjskiego. Że pierwotnie był on tym włóczęgą, o tym dobrze pamiętali Arkadianie, którzy widzieli w nim założyciela swego miasta Feneusu, leżącego w sąsiedztwie góry Killeny i jeziora Stymfalskiegn. Tak, był to prastary Hermesa arkadyjskiego ulubieniec, albo raczej sam Hermes, jego ziemska „hipostaza"; dlatego Hermes opiekuje się nim w Odysei; dlatego matka jego Antykleja zowie się córą Autolykosa; dlatego jego zejście do Hadesu odbyło się, wedle Ajschylosa, przez „katawotrę" jeziora Stymfalskiego. Już dawno rozstaliśmy się z mniemaniem, jakoby Homer dawał najstarożytniejsze formy mitów greckich: nie, mity owe przeszły u niego przez tygiel kultury jońskiej w koloniach Azji Mniejszej, formy zaś pierwiastkowe zachowały się w Grecji właściwej, skojarzone z kultami, które ocaliły je od zapomnienia i spaczenia.

Prastara tożsamość mitologiczna Odyseusza z Hermesem pomaga nam zrozumieć pewną osobliwość, która w silne wprawiała zakłopotanie mitologów i starożytnych i nowożytnych, — a mianowicie tę genealogię, wedle której znany bóg arkadyjski, koźlorogi Pan, występuje, jako syn Hermesa i — Penelopy; genealogia ta wszakże nie tłumaczy jeszcze istoty tego dziwnego „boga". Aby ją zrozumieć, musimy zniżyć się do naiwnej grubości wyobrażeń pierwotnych, gdy cudowny instynkt gatunków zwierzęcych kazał widzieć w nich istoty nie niższego, lecz wyższego rzędu, w porównaniu ze słabym, bezradnym człowiekiem. Pasterze arkadyjscy, dla których kozy bywały i karmicielkami i dobrodziejkami, wyobrażali sobie swego boga w postaci kozła; sądzę nawet, że była to forma pierwotna religii arkadyjskiej, poprzedzająca hermetyzm. Gdy zapanował ten ostatni, jako forma religijna doskonalsza, wypadło oba bóstwa powiązać ze sobą; najnaturalniej było zrobić Pana synem Hermesa. Prastary rapsod, któremu zawdzięczamy jedno z najdawniejszych świadectw o Panie, — autor hymnu „homeryckiego" ku czci tego boga — nie bez humoru wywiązał się ze swego zadania: nader wdzięcznie maluje on przerażenie biednej położnicy na widok koźlonogiego i rogatego niemowlęcia. Matka ratuje się odeń ucieczką, lecz Hermes nie stracił głowy: zawinąwszy synka w skórę zajęczą, udał się na Olimp, aby podzielić się radością z bogami. I, rzeczywiście, wszyscy bogowie się ucieszyli i „nazwali go Panem za to, że wszystkim rozradował serce". W przekładzie logika ginie: autor imię własne „Pan" wysnuwa ze słowa pân—„wszystko". Pomimo nieprawdopodobieństwa tej etymologii (Pan, drugi przypadek Panos, oczywiście, nie może mieć nic wspólnego z pân, dr. prz. pantoś) zyskała interpretacja powyższa wielką, popularność; wszelako, przenikliwsi potomkowie nie zadowolili się, rzecz prosta, naiwną interpretacją pieśniarza-homerydy. Bóg pasterzy i stad, bóg dzikiej przyrody, nastręczał się dla interpretacji bardziej głębokomyślanej, dla interpretacji panteistycznej. Zaczęto widzieć w nim „wszechboga", uosobienie przyrody w jej zespole; wynikiem tego rodzaju spekulacyj stała się, już w okresie walki chrześcijaństwa z pogaństwem, tak szeroko znana legenda o „śmierci wielkiego Pana". Ale i chrześcijaństwo tryumfujące nie strąciło „wszechboga" pogańskiego w otchłań zapomnienia: wierne dążności swej do zamieniania bóstw zwyciężonych w demonów, uczyniło ono i z Pana z jego licem zwierzęcym ducha mroku i zła. Najstarsze wizerunki diabła przypominają niewątpliwie koźlonogie rogate monstrum, na którego widok matka rodzona w przerażeniu uciekła z łoża położnicy.

Taki był ów los dziwny, oczekujący w przyszłości osobliwe bóstwo dzikiej Arkadii.