PERUN

Total votes: 3064

Julian Tuwim

przyszli - i siekierami rąbać go zaczęli,
i rzucili na ziemię, plwając i złorzecząc,
i przywiązali do końskiego chwosta,
i w cwał puścili konia...

Dumny bóg milczał. Podskakując śmiesznie,
wlókł się i tarzał po ostrych kamieniach,
szargał oblicze swoje święte w błocie...

A tamci stali, mściwie i bezradnie,
z zaciśniętymi zbielałymi wargi,
stali w milczeniu, choć gniew w piersiach kipiał
jak war gorący...

Aż, kiedy oczy podnieśli do góry
i zobaczyli, że tak samo świeci
słońce, jak wprzódy, że tak samo niebo
pogodnie świtem wiosny błękitnieje,
że na ich głowy z przekleństwem nie spadło,
ze nie rozdarło się gromem błyskawic,
szaty na sobie podarli rozpacznie,
na czarną ziemie z krzykiem rzucili,
we włosy dłonie wkręciwszy z skowytem,
i płacz im buchnął z rozbolałych piersi,
i łbami tłukli o kamienie twarde
z rozpaczy strasznej po straconym bogu!
Oj-jej! Oj-jej!
Nie ma go! Nie ma! A był!
Zostawił nas, zostawił!
Oj-jej! Oj-jej!
Nie pękło niebo nad nami,
nie pękła nad nami ziemia!
O, w doli złej
komu się żalić będziemy?
Komu swe skargi niesiemy?
Oj-jej!
Perkunas!
Ratuj nas!
Naści cielę! Naści źrebię!
Naści owiec czworo!
Damy ci siebie!
Jeno się ozwać chciej!
Ale cię nie ma, nie ma!
Perkunas! Perkunas!
Oj-jej!
Snadź nazbyt nisko całopalne żertwy
niosły swe dymy w górę!
Snadź mało ci było krwi!
Czemu się sierdzisz na nas?
Na kogoś nas ostawił?
O, czemu żeś zezwolił
tarzać po ziemi świętość
twarzy twej?
Oj-jej!
Ratuj nas! Perkunas!
Jakże się teraz ozwie
grom w niebie?
Jakże się teraz odważy
kto w las iść nocą?
Komuż się modlił będzie?
Komuż da owce a woły?

Nie pękła ziemia pod nami!
Nie pękło nad nami niebo!
Gdy cię ich siekier powaliła chłosta,
gdy przywiązali cię, boże, do chwosta,
po ziemi wlokąc! - - oj-jej!...
Nie będą rodzic niewiasty!
Zboże nam grad wytłucze!
Wyschną bijące klucze!
I ciemno będzie! I ciemno będzie!
Perkunas! Perkunas!
Wyniosły, dumny, niedostępny boże!
Pewno już jutro nie zaświecą zorze!
Pewno już jutro będzie czarny mrok!
I tak za rokiem rok! I tak za rokiem rok!
Ratuj nas! Ratuj nas!
Ach! Ach!
Czemuś ich, boże, gromem nie powalił!
Czemuś ich, boże, na popiół nie spalił?
Przeć jesteś mocny!
Przeć groźny jesteś!
I wszystko możesz!
Padł na nas wielki strach
w tej naszej doli złej!
Oj-jej! Oj-jej!
Ach!
Perkunas! Ratuj nas!


a na dzień drugi - słońce znów świeciło
i znów ćwierkały po olszynach ptaki,
i kołysały się złociste pola
odwiecznym rytmem...
I jeno oni strasznie się zmienili:
osłupiałymi patrzyli oczyma,
ze ani niebo nie pękło nad nimi,
ani nie pękła ziemia urodzajna,
a słońce w chwale świeci, oślepiając,
jak zawsze, oczy...
I popędzono ich, jak bydło głupie,
na święte wzgórze, gdzie był bóg straszliwy,
dumny, potężny, mściwy bóg błyskawic,
i gdzie, miast niego, w strasznym majestacie
umarły człowiek wisiał na skleconych
w kształt krzyża drągach...
I pokropili ich święconą woda,
mówiąc: ja ciebie chrzczę w imię bóstwa w trójcy:
ojca i syna i świętego ducha,
bóg się narodził...


o, czemu żeście, okrutni zwiastuni
nowego słowa, spotwarzyli boga?
O czemu żeście, zaślepieńcy wiary,
dali mi tylko człowieka, miast boga,
co przecież bogiem, bogiem był prawdziwym
- straszliwą mocą!!!!